Ostatni dzień trasy koncertowej ~ jutro wracamy do domu! :)
Dziś jest ostatni dzień naszej wielkiej trasy. To straszne, jak szybko czas przemija. Zdaje się, jakbyśmy jeszcze wczoraj rozpoczynali nasze tour koncertem w Madrycie, tymczasem właśnie szykujemy się do finałowego koncertu w Nicei. Wszyscy biegają podekscytowani po garderobie, szukając różnych rzeczy: szlafroków, pudru, lakieru do włosów. Jesteśmy już po próbie, rozgrzaliśmy ciało i głos i teraz możemy już tylko czekać. Oczywiście ja jestem już absolutnie gotowa, pozostało mi tylko poprawić makijaż i włosy przed samym wyjściem na scenę. Ale martwię się o mojego chłopaka, Federico, który po samej próbie gdzieś zniknął i do tej pory się nie pojawił, a przecież powinien się już szykować. Nie podoba mi się to, nie wiem co on znowu kombinuje, ale muszę się dowiedzieć. Włączam telefon i wybieram numer chłopaka. Oczywiście nie odbiera, jak zawsze. Phh. No cóż, to jego wina, najwyżej wystąpimy bez niego. Co prawda show bez niego będzie kompletną klapą, ale skoro zachowuje się tak nieodpowiedzialnie, to trudno.
-Ludmiła! - obróciłam się i zobaczyłam zdenerwowaną twarz Marottiego, naszego producenta.
- Gdzie się podziewa ten twój chłopak?! Nie, nie odpowiadaj. Nie interesuje mnie to. Masz go tu natychmiast ściągnąć. Za 20 minut zaczynamy!
No świetnie. Ten Federico zawsze wpakuje mnie w jakieś kłopoty! Coraz bardziej zdenerwowana wciskam zdjęcie chłopaka w telefonie i próbuję się do niego dodzwonić. Włącza się sekretarka. Cześć, tu Fede. Nie mogę teraz gadać. Zostaw wiadomość. Zostawiam chłopakowi nieprzyjemną wiadomość i rozłączam się. W tej chwili do pomieszczenia wchodzi Violetta, moja przyszywana siostra. Co prawda tata Violetty rozwiódł się z moją mamą jakieś pół roku temu, ale my zawsze będziemy się traktować jak siostry. Violetta wygląda przepięknie w błyszczącej sukience, bardzo podobnej do mojej, z błyszczącymi oczami i uśmiechem na twarzy. No cóż, wcale nie dziwię się jej szczęściu. Mając przy sobie takiego chłopaka jak Leon, każda dziewczyna byłaby szczęśliwa.
- Ludmiła! - zaczepia mnie Viola, biorąc mnie za ręce. - Czemu masz taką ponurą minę? Nie cieszysz się, to już ostatni koncert! Zaraz, a gdzie jest Fede?
- No widzisz Violu, właśnie to jest mój problem. Próbuję się do niego dodzwonić od godziny, Marotti na mnie naciska, a do koncertu zostało tylko 15 minut! - wyznaję zmartwiona.
- Może ty do niego zadzwoń - Viola prosi Leona. Chłopak wybiera numer i o dziwo Fede odbiera.
- Fede? Stary, gdzie ty jesteś? Zaraz zaczynamy... - nie dokańcza, wyrywam mu telefon z ręki.
- Federico, ty bezmyślny dzieciaku! Co ty sobie wyobrażasz, co?! Że będziemy na ciebie czekać?! Nigdy w życiu, masz tu być za minutę, bo inaczej już nigdy się do ciebie nie odezwę! - po tych słowach oddaję Leonowi telefon i nie zwracając uwagi na zdziwione twarze ludzi przechodzę do swojego lustra, aby się uspokoić.
Kiedy siadam na krześle, nagle drzwi do garderoby z hukiem się otwierają. Ku mojemu zdziwieniu, na progu stoi zdyszany Federico i z krzykiem "już jestem, jestem" biegnie do swego lustra aby się przebrać. Nie wiem, co mam zrobić. Przez chwilę siedzę bez ruchu, następnie odwracam się do lustra i zajmuję się makijażem.
- Za 5 minut wychodzicie! - krzyczy Marotti. Dokonuję ostatnich poprawek włosów i stroju. Wstaję i ustawiam się w kółeczku razem z resztą grupy, jak to zawsze robimy przed każdym występem.
- Kochani - odzywa się Pablo, nasz nauczyciel - jestem z was bardzo dumny. Pokazaliście, że jesteście prawdziwymi artystami, a teraz dotarliście do końca wspólnej trasy pożegnalnej. Wiecie, jak bardzo ciężko pracowaliście na to, co teraz macie. Wiem, że dawaliście z siebie wszystko i za to ja jak i fani chcemy wam podziękować. Zróbcie dla nas ostatnią przysługę i dajcie czadu!
Wszyscy złapaliśmy się za ręce i podskoczyliśmy w górę. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Byłam już gotowa do wyjścia, kiedy nagle poczułam na ramieniu dotyk czyjejś ręki. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz mojego ukochanego.
- Myślałam, że nigdy nie przyjdziesz - szepnęłam w szale emocji, co było do mnie niepodobne, no ale co tu się dziwić. To nasz ostatni wspólny koncert dlatego bardzo się denerwuję, bo chcę, aby wszystko wyszło jak najlepiej.
- Nigdy cię nie opuszczę. Nigdy nie zostawię moich przyjaciół w potrzebie - odpowiedział Federico i złożył pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęliśmy się do siebie, kiedy zaczęła grać muzyka. Spojrzałam w stronę Violi, stojącej na najwyższym stopniu schodów i przesłałam jej ciepły uśmiech. Moja bratnia dusza odpowiedziała mi tym samym. Kurtyna poszła w górę. Show się rozpoczęło.
***
Już po koncercie, kiedy wszyscy przebraliśmy się w swoje ubrania, poszliśmy na specjalne spotkanie z fanami. Trwało to wszystko prawie trzy godziny i było bardzo męczące, ale jestem szczęśliwa, kiedy o tym myślę. Dużo śpiewaliśmy i tańczyliśmy, rozdawaliśmy autografy i robiliśmy sobie zdjęcia z fanami. Na koniec dnia poszliśmy całą paczką razem z nauczycielami i Marottim na kolację do restauracji francuskiej. Zamówiliśmy obfite dania i siedliśmy przy dużym, okrągłym stoliku. Nasza uczta trwała do północy, przepełniona rozmowami i śpiewaniem. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że ten etap kończy się i rozpoczynamy nową drogę, każdy w swoim kierunku. Obiecaliśmy sobie, że nigdy się nie rozstaniemy i zawsze będziemy się wspierać. Nie wiem, co bym zrobiła bez moich przyjaciół. Bardzo się cieszę, że ich mam.
- Kochanie - odezwałam się do Federico siedzącego obok mnie.
- Tak? - zwrócił się ku mnie.
- Powiedz mi, dlaczego zniknąłeś wtedy przed koncertem - zażądałam. Bardzo mnie to zdenerwowało i nie zamierzam mu odpuścić bez wyjaśnienia.
- Nigdzie kochanie - odparł odwracając się. Zdenerwowało mnie to. Jak on może mnie tak traktować?
- Powiedz mi - poprosiłam nieco łagodniej.
- To niespodzianka, skarbie - szepnął i pocałował mnie w policzek. Odsunął się i puścił mi oczko, a ja poczułam, że coś kombinuje, ale nie jestem pewna, czy mi się to spodoba. Co to niby za niespodzianka, którą trzeba załatwiać 15 minut przed wyjściem na scenę? Zmęczyły mnie te myśli więc postanowiłam, że udam się na spoczynek. Podziękowałam za wspólny wieczór i szepnęłam Violi, żeby się nie martwiła. Wróciłam do hotelowego pokoju, który zamknęłam na klucz. Niech Federico leży pod drzwiami, jeśli nie zabrał drugiego kompletu. Wzięłam kojący prysznic, wykonałam czynności pielęgnacyjne i błogo zasnęłam...
Obudziło mnie światło słoneczne, a chwilę potem delikatny pocałunek na czole. Niechętnie i powoli otworzyłam oczy, zdjęłam aparat na zęby i napiłam się wody z cytryną. Szybko łyknęłam moje witaminy i odwróciłam się w stronę balkonu, gdzie zobaczyłam piękny widok. Mój chłopak stał ubrany w koszulę i jeansy z kwiatami w ręku i uśmiechem na twarzy. W drugiej ręce trzymał coś jakby kopertę? Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dzień dobry, kochanie. Przyniosłem ci twoje ulubione kwiaty - powitał mnie wręczając mi bukiet białych różyczek.
- Och dziękuję pysiaczku, a co tam trzymasz? - zapytałam z uśmiechem. Chłopak podał mi kopertę. Otworzyłam ją i moim oczom ukazały się...
Ciąg dalszy nastąpi.
- Ludmiła! - zaczepia mnie Viola, biorąc mnie za ręce. - Czemu masz taką ponurą minę? Nie cieszysz się, to już ostatni koncert! Zaraz, a gdzie jest Fede?
- No widzisz Violu, właśnie to jest mój problem. Próbuję się do niego dodzwonić od godziny, Marotti na mnie naciska, a do koncertu zostało tylko 15 minut! - wyznaję zmartwiona.
- Może ty do niego zadzwoń - Viola prosi Leona. Chłopak wybiera numer i o dziwo Fede odbiera.
- Fede? Stary, gdzie ty jesteś? Zaraz zaczynamy... - nie dokańcza, wyrywam mu telefon z ręki.
- Federico, ty bezmyślny dzieciaku! Co ty sobie wyobrażasz, co?! Że będziemy na ciebie czekać?! Nigdy w życiu, masz tu być za minutę, bo inaczej już nigdy się do ciebie nie odezwę! - po tych słowach oddaję Leonowi telefon i nie zwracając uwagi na zdziwione twarze ludzi przechodzę do swojego lustra, aby się uspokoić.
Kiedy siadam na krześle, nagle drzwi do garderoby z hukiem się otwierają. Ku mojemu zdziwieniu, na progu stoi zdyszany Federico i z krzykiem "już jestem, jestem" biegnie do swego lustra aby się przebrać. Nie wiem, co mam zrobić. Przez chwilę siedzę bez ruchu, następnie odwracam się do lustra i zajmuję się makijażem.
- Za 5 minut wychodzicie! - krzyczy Marotti. Dokonuję ostatnich poprawek włosów i stroju. Wstaję i ustawiam się w kółeczku razem z resztą grupy, jak to zawsze robimy przed każdym występem.
- Kochani - odzywa się Pablo, nasz nauczyciel - jestem z was bardzo dumny. Pokazaliście, że jesteście prawdziwymi artystami, a teraz dotarliście do końca wspólnej trasy pożegnalnej. Wiecie, jak bardzo ciężko pracowaliście na to, co teraz macie. Wiem, że dawaliście z siebie wszystko i za to ja jak i fani chcemy wam podziękować. Zróbcie dla nas ostatnią przysługę i dajcie czadu!
Wszyscy złapaliśmy się za ręce i podskoczyliśmy w górę. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Byłam już gotowa do wyjścia, kiedy nagle poczułam na ramieniu dotyk czyjejś ręki. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz mojego ukochanego.
- Myślałam, że nigdy nie przyjdziesz - szepnęłam w szale emocji, co było do mnie niepodobne, no ale co tu się dziwić. To nasz ostatni wspólny koncert dlatego bardzo się denerwuję, bo chcę, aby wszystko wyszło jak najlepiej.
- Nigdy cię nie opuszczę. Nigdy nie zostawię moich przyjaciół w potrzebie - odpowiedział Federico i złożył pocałunek na moich ustach. Uśmiechnęliśmy się do siebie, kiedy zaczęła grać muzyka. Spojrzałam w stronę Violi, stojącej na najwyższym stopniu schodów i przesłałam jej ciepły uśmiech. Moja bratnia dusza odpowiedziała mi tym samym. Kurtyna poszła w górę. Show się rozpoczęło.
***
Już po koncercie, kiedy wszyscy przebraliśmy się w swoje ubrania, poszliśmy na specjalne spotkanie z fanami. Trwało to wszystko prawie trzy godziny i było bardzo męczące, ale jestem szczęśliwa, kiedy o tym myślę. Dużo śpiewaliśmy i tańczyliśmy, rozdawaliśmy autografy i robiliśmy sobie zdjęcia z fanami. Na koniec dnia poszliśmy całą paczką razem z nauczycielami i Marottim na kolację do restauracji francuskiej. Zamówiliśmy obfite dania i siedliśmy przy dużym, okrągłym stoliku. Nasza uczta trwała do północy, przepełniona rozmowami i śpiewaniem. Wszyscy jesteśmy szczęśliwi, że ten etap kończy się i rozpoczynamy nową drogę, każdy w swoim kierunku. Obiecaliśmy sobie, że nigdy się nie rozstaniemy i zawsze będziemy się wspierać. Nie wiem, co bym zrobiła bez moich przyjaciół. Bardzo się cieszę, że ich mam.
- Kochanie - odezwałam się do Federico siedzącego obok mnie.
- Tak? - zwrócił się ku mnie.
- Powiedz mi, dlaczego zniknąłeś wtedy przed koncertem - zażądałam. Bardzo mnie to zdenerwowało i nie zamierzam mu odpuścić bez wyjaśnienia.
- Nigdzie kochanie - odparł odwracając się. Zdenerwowało mnie to. Jak on może mnie tak traktować?
- Powiedz mi - poprosiłam nieco łagodniej.
- To niespodzianka, skarbie - szepnął i pocałował mnie w policzek. Odsunął się i puścił mi oczko, a ja poczułam, że coś kombinuje, ale nie jestem pewna, czy mi się to spodoba. Co to niby za niespodzianka, którą trzeba załatwiać 15 minut przed wyjściem na scenę? Zmęczyły mnie te myśli więc postanowiłam, że udam się na spoczynek. Podziękowałam za wspólny wieczór i szepnęłam Violi, żeby się nie martwiła. Wróciłam do hotelowego pokoju, który zamknęłam na klucz. Niech Federico leży pod drzwiami, jeśli nie zabrał drugiego kompletu. Wzięłam kojący prysznic, wykonałam czynności pielęgnacyjne i błogo zasnęłam...
Obudziło mnie światło słoneczne, a chwilę potem delikatny pocałunek na czole. Niechętnie i powoli otworzyłam oczy, zdjęłam aparat na zęby i napiłam się wody z cytryną. Szybko łyknęłam moje witaminy i odwróciłam się w stronę balkonu, gdzie zobaczyłam piękny widok. Mój chłopak stał ubrany w koszulę i jeansy z kwiatami w ręku i uśmiechem na twarzy. W drugiej ręce trzymał coś jakby kopertę? Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a on uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dzień dobry, kochanie. Przyniosłem ci twoje ulubione kwiaty - powitał mnie wręczając mi bukiet białych różyczek.
- Och dziękuję pysiaczku, a co tam trzymasz? - zapytałam z uśmiechem. Chłopak podał mi kopertę. Otworzyłam ją i moim oczom ukazały się...
Ciąg dalszy nastąpi.
Komentarze
Prześlij komentarz