Rozdział 2

- Bilety? - zdziwiona popatrzyłam na Federico, który uśmiechał się od ucha do ucha. Przyjrzałam się uważniej biletom na samolot.
- Do Afryki?! - wykrzyknęłam zdziwiona, nic nie rozumiejąc. Szybko wstałam z łóżka owinięta w pościel i podeszłam do mojego chłopaka, który szczerzył się do mnie jak głupi. 
- Co to ma znaczyć, Federico? 
- No jak to co, to jest właśnie moja niespodzianka. Musiałem odkupić te bilety od pewnego Francuza, który wczoraj zrezygnował z miejsc w pierwszej klasie. Właśnie za tym biegałem przed koncertem. Mówię ci, zdążyłem w ostatniej chwili - mówiąc to rzucił się na łóżko z dramatyczną miną.
- Ale jak to, to znaczy że lecimy do Afryki? - dopytywałam.
- No tak. We dwoje. Lecimy do twojego taty. Przecież wspominałaś, że chciałabyś być z nim na jego urodzinach, prawda?

Popatrzyłam na mojego chłopaka z czułością. Jaki on kochany, pamiętał! Przytuliłam go mocno i wycałowałam. Następnie poszłam się ogarnąć do łazienki, a gdy wróciłam, drzwi na balkon były otwarte. Podążyłam za dźwiękiem gitary, który zaprowadził mnie do stolika na balkonie. Na nim znajdowało się przepyszne śniadanie składające się z toastów z chleba razowego (tylko takie jem), dwóch rodzajów dżemu, francuskich rogalików, dwóch filiżanek kawy i dwóch soków. Na krzesełku siedział Federico, brzdąkając na gitarze. Posłałam mu jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów i zabrałam się do śniadania.

- Nowy kawałek? - spytałam przegryzając rogalika.
- Mhm - odchrząknął Federico. Następnie odłożył gitarę i przez chwilę jedliśmy w milczeniu.
- Tak w ogóle, to o której godzinie mamy lot? - spytałam.
- O 17:00 - odparł najspokojniej w świecie mój genialny chłopak.
- Jak to? Która jest godzina? - zdenerwowałam się.
- Spokojnie kochanie, dopiero 9:00.
- Kiedyś cię zamorduję. Jak mogłeś mi nie powiedzieć tego wcześniej! Nie zdążę się spakować! - wykrzyknęłam szybko dopijając kawę i wybiegłam do pokoju, aby zacząć pakowanie.

kilka godzin później

Właśnie kończyłam pakowanie, kiedy do pokoju ktoś zapukał. Krzyknęłam "proszę!" i zajęłam się pakowaniem ostatnich drobiazgów. Federico nie było, wyszedł niedawno gdzieś z Leonem.

- Co robisz? - zapytała dźwięcznym głosem moja ulubiona osóbka. Violetta usiadła na moim zasłanym łóżku. Nie lubię, gdy to robi, ona jest straszną bałaganiarą, w przeciwieństwie do mnie - wiecznej perfekcjonistki.
- Pakuję się, Violu - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Co? Dlaczego tak wcześnie? Przecież mamy samolot powrotny dopiero wieczorem - zdziwiła się moja przyjaciółka.
- Taak, ale widzisz, ja nie wracam z wami do Argentyny. Jesteśmy już wolni, nie obowiązuje nas kontrakt z Y-Mixem, więc możemy robić co chcemy.
- Więc postanowiłaś lecieć na Alaskę? - zapytała ironicznie Violetta.
- Nie. Zamierzam lecieć do Afryki - odpowiedziałam z uśmiechem. Przyjemnie jest oglądać jej zdziwioną minę. - Federico zrobił mi niespodziankę i w ostatniej chwili wykupił dla nas bilety na samolot. Lecimy do Matadi, to takie miasto w Kongo, tam akurat przebywa mój tata, który będzie obchodził jutro swoje urodziny.
- Och, to wspaniale! - wykrzyknęła Viola. - Jaki on romantyczny! Koniecznie ucałuj ode mnie swojego tatę.
- Dobrze, dzięki, a ty przeproś ode mnie wszystkich, że nie wracam z wami do domu.
- Jak to? Przecież sama im to powiesz! Odprowadzimy cię na lotnisko!
- Nie wiem, czy zdążymy...
- O której masz samolot?
- O 17:00...
- To już za trzy godziny! Nie martw się, pomogę ci dokończyć pakowanie, a potem zawiadomię wszystkich i poproszę Marottiego, żeby nasz autokar zawiózł nas na lotnisko - rzeczowa Violetta od razu przeszła do rzeczy. Uśmiechnęłam się, bo w sumie przyda mi się jej pomoc. Zadzwoniłam do Federico i poinformowałam go o nowych planach. Chłopak ucieszył się i obiecał szybko wrócić. Rozłączyłam się i wróciłam do pakowania.

Dojechaliśmy na lotnisko akurat w momencie, w którym zaczęli wpuszczać ludzi na pokład naszego samolotu. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i, zostawiając za sobą wspomnienia, udaliśmy się do samolotu. Pożegnałam się po raz ostatni z moją przyszywaną rodziną, Angie, Violą i Germanem, który wybrał się w trasę ze swoją żoną i córką. Obiecałam przekazać od wszystkich życzenia dla taty. On jeszcze nic nie wie o naszym przyjeździe, bo to ma być niespodzianka. Usiedliśmy na swoich miejscach i od razu zamówiliśmy jedzenie, bo byliśmy bardzo głodni. Zrobiło mi się dziwnie...smutno, ponuro? Nie wiem, jak to nazwać. Takie dziwne uczucie pustki w sercu. Może to wynika z tego, że przez ostatnie 5 miesięcy byłam otoczona ludźmi których znałam, lubiłam, nawet hm kochałam, a teraz jestem tylko z moim Federico i właśnie lecimy w obce miejsce. Wielokrotnie już odwiedzałam ojca w Afryce, ale nigdy nie byłam w Kongo. Zawsze leciałam do jakichś wiosek na granicy dżungli i sawanny, a teraz lecimy do wielkiego miasta. Mam tylko nadzieję, że tato nie zmienił swoich planów i rzeczywiście tam stacjonuje. Zjadłam przepyszny posiłek złożony z rogalików, grzanek, sałatki owocowej, lodów i innych przysmaków, po czym stwierdziłam, że mój ukochany zapadł w sen. Jakże słodko wygląda, kiedy śpi. Zrobiłam mu zdjęcie i wysłałam do wszystkich. Następnie włączyłam muzykę i zamknęłam oczy. Czeka nas dłuugi lot.


Kongo, lotnisko w Matadi, godz. 5:30

- Jestem taka zmęczona - wymamrotałam marudnie do ucha Federico. Lecieliśmy dziesięć godzin, zanim wreszcie znaleźliśmy się na lotnisku w Matadi. Od razu zamówiliśmy taksówkę do hotelu, w którym stacjonował mój tata. Nie chcieliśmy go budzić tak wcześnie, więc poszliśmy do swojego pokoju i od razu padliśmy zmęczeni na łóżko. Niesamowite, jak takie siedzenie i nic nie robienie potrafi zmęczyć człowieka. Udałam się do łazienki, aby się odświeżyć. Po wykonaniu szeregu czynności pielęgnacyjnych ubrałam się w białą obcisłą sukienkę i koszulę w panterkę. Do tego kilka dodatków, perfekcyjny makijaż, kropla perfum i byłam gotowa. Zamówiliśmy z Fede śniadanie do pokoju, a później wybraliśmy się na spacer i oczywiście małe zakupy. Przy okazji chcieliśmy zwiedzić miasto. Obdzwoniłam już wszystkich z informacją, że dotarliśmy na miejsce.

Kilka godzin później wróciliśmy do hotelu z milionem toreb z zakupami. Byłam taka szczęśliwa, kupiłam sobie tyle pięknych rzeczy. Natalia umrze jak je zobaczy, zawsze chciała przyjechać tu razem ze mną, ale jakoś nigdy nie było okazji. Zostawiłam wszystko w pokoju i razem z Fede poszliśmy do recepcji zapytać, w którym pokoju mieszka mój tata.

- Przepraszam, w którym pokoju mieszka Rodrigo Ferro? - zapytałam po angielsku. - Jestem jego córką i chciałam go odwiedzić...
- Nie mieszka tu nikt taki - przerwała mi recepcjonistka. Zamrugałam oczami ze zdziwienia. Spojrzałam bezradnie na Federico.
- To chyba pomyłka, proszę pani - mój chłopak próbował wyjaśnić sytuację. Tymczasem ja posmutniałam i zdenerwowałam się, jak zawsze, kiedy coś nie idzie po mojej myśli. Odeszłam na bok i zadzwoniłam do taty. Nie odbierał. Zadzwoniłam jeszcze dwa razy, i nic. Tylko poczta głosowa. Zostawiłam mu więc wiadomość, żeby szybko oddzwonił, bo to ważne. Podeszłam do Federico.

- Daj spokój, chodźmy już - szepnęłam.
- Przepraszamy panią za kłopot, do widzenia - wymamrotał Fede i odszedł razem ze mną. Ponownie rzuciłam się na łóżko, tym razem nie zmęczona, tylko smutna i rozczarowana.
- I co teraz zrobimy? - zapytałam mojego chłopaka.
- Dzwoniłaś do niego? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Pokiwałam smutno głową.
- Nie odbiera. Zostawiłam mu wiadomość.
- No cóż, w takiej sytuacji możemy tylko czekać. Jest dopiero 10:00 rano, może twój tato jeszcze śpi - próbował mnie pocieszyć. Przytuliłam się do niego. To prawda. Przecież powinnam od początku się liczyć z tym, że mojego taty może tutaj nie być, przecież nie uprzedzałam go o naszym przyjeździe i to był błąd. Westchnęłam głęboko. Federico ma rację. Teraz możemy tylko czekać.


Ze snu wyrwał mnie odgłos telefonu hotelowego. Ups, chyba troszkę przysnęłam. Podeszłam do aparatu i podniosłam słuchawkę.
- Dzień dobry, czy rozmawiam z panią Ludmiłą Ferro? - usłyszałam głos recepcjonistki.
- To ja. O co chodzi? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Nie chciałabym pani przeszkadzać, ale pański ojciec właśnie zameldował się w naszym hotelu. Prosili państwo o kontakt w tej sprawie, więc...
- Co?! Naprawdę? - wykrzyknęłam uradowana. A więc jednak, jednak tu jest, nasz plan się uda. - Zaraz zejdziemy - odpowiedziałam szybko i odłożyłam słuchawkę.
- Co się stało? - zapytał Federico wychodząc z łazienki.
- Mój tata przyjechał do hotelu! Chodź szybko, musimy zejść do recepcji! - wykrzyknęłam i pociągnęłam chłopaka za sobą. Recepcjonistka podała nam numer pokoju, w którym zameldował się mój tata. Zdziwiło mnie to, że wynajął taki duży apartament na ostatnim piętrze. Po co mu tyle miejsca dla jednej osoby? Nieważne. Stanęłam pod drzwiami i zapukałam ze zniecierpliwieniem. Długo nikt nie otwierał, aż w końcu drzwi się otwarły i ujrzałam twarz mojego taty. Od razu się uśmiechnęłam i zapiszczałam "witaj tatku!" po czym rzuciłam się mu na szyję. Długo się z nim witałam.

- Cieszę się tak bardzo, że cię widzę! Wszystkiego najlepszego! - wykrzyczałam mu w twarz i przytuliłam jeszcze mocniej. Tata roześmiał się. Uwielbiam jego szczery śmiech.
- Ja również życzę panu wszystkiego najlepszego - wtrącił się Ruggero, ściskając rękę mojemu tacie.
- Dzięki kochani! - zaśmiał się tata. - Ale co wy tu robicie? Nie wiedziałem, że przyjeżdżacie.
- Chcieliśmy ci zrobić niespodziankę. Nie cieszysz się? - zapytałam słodko.
- Jasne że się cieszę, moja gwiazdeczko! - odpowiedział i pocałował mnie w czoło. - Wejdźcie, siadajcie. Napijecie się czegoś? Dawno przyjechaliście?
- Właściwie, to tak. Nawet długo przed tobą - powiedziałam z wyrzutem. - Czemu dotarłeś tu dopiero teraz? - zapytałam wprost.

Ojciec nic nie odpowiedział, tylko poszedł do aneksu kuchennego po szklanki i sok. Usiedliśmy z Federico na brązowej kanapie. Pokój był naprawdę piękny. Wyglądał mniej więcej tak, z tym, że był większy, a część, w której się znajdowaliśmy, czyli salon połączony z jadalnią i kuchnią, była obszerna i nowocześnie umeblowana. Nie miałam jednak ochoty przyglądać się meblom, chociaż zwykle sprawia mi to dużą przyjemność. Tym razem jednak byłam zbyt zdenerwowana na ojca, bo nie odpowiedział na moje pytanie. Zignorował mnie! Nienawidzę tego. W tym momencie z głębi pokoju rozległ się dźwięczny, kobiecy głos:

- Rodrigo, mamy gości? - te słowa wypowiedziała kobieta, która właśnie stanęła na progu salonu. Nasze oczy się spotkały i było widać zdziwienie wymalowane na jej twarzy. W tej samej chwili do kanapy podszedł tata. Zdezorientowany zatrzymał się przy stoliku, najwyraźniej nie wiedząc, co zrobić. Federico również był bardzo zmieszany całą sytuacją.

- Tato, kim jest ta kobieta?



Ciąg dalszy nastąpi.

Komentarze