Kolejne trzy dni na wyspie były dla mnie bardzo udane. Spędzałam dużo czasu ze Stefano, który okazał się moją bratnią duszą. Dowiedziałam się, że on tu wcale nie mieszka, ani nie przyjechał na wakacje. Stefano nie ma matki, a jego ojciec jest chory i on sam musi zarobić na jego utrzymanie. Robi mi się przykro za każdym razem, kiedy o tym pomyślę.
Dzisiaj wyjeżdżam do Włoch, aby odwiedzić Federico i jego rodzinę. Tata i Catalina zostają jeszcze tydzień na wyspie, a potem wracają do Buenos Aires, do naszego domu. Jest mi smutno, bo nie chcę zostawiać tu Stefano samego. Poza mną nie ma tu żadnych przyjaciół, mimo że zna się ze wszystkimi. No, ale co ja mogę na to poradzić? Westchnęłam ciężko i zamknęłam ostatnią walizkę. Tata ma mnie odwieść na lotnisko. Stefano także pojedzie z nami.
Kiedy wysiadałam z samochodu, poczułam smutek. Dlaczego? Niby tak się przywiązałam do tego chłopaka? Spojrzałam na niego. Być może nigdy już się nie zobaczymy? No, ale przecież będziemy do siebie pisać. I dzwonić. Spojrzałam mu w oczy i w przypływie uczuć, chcąc dodać mu otuchy, przytuliłam go.
- Dzięki za wszystko - wyszeptałam i odeszłam. Wiedziałam, że to go ucieszyło. Do samego końca machał mi na pożegnanie. Kiedy już wsiadłam do samolotu i zajęłam swoje miejsce, tata odjechał i znów poczułam się samotna. Postanowiłam więc zadzwonić do Federico.
- Cześć kochanie - przywitałam się. - Jestem już w samolocie. Niedługo będę we Włoszech. Przyjedziesz po mnie na lotnisko?
- Oczywiście że tak, skarbie - odpowiedział mój cudowny chłopak. - Zadzwoń mi jak będziecie lądować. Życzę ci miłej podróży.
- Dzięki, skarbie.
Porozmawialiśmy chwilę ze sobą, a potem Federico musiał kończyć, aby pomóc mamie z obiadem. Nudziło mi się. Zadzwoniłam do Francesci i Naty, ale żadna nie odebrała. Co one takiego robią? Zostało już tylko kilka dni do koncertu Fran, nie mogę się doczekać. Dziewczyna obiecała nam wejściówki za kulisy, to cudownie. Chciałam zadzwonić do Violetty, ale przypomniałam sobie, że przecież w Argentynie o tej porze jest jeszcze wczesny ranek, więc pewnie wszyscy śpią. No cóż. Postanowiłam więc zrobić to samo.
8 godzin później
Lot był długi, ale nie męczący. Porządnie się wyspałam i najadłam, obejrzałam trochę filmów. Kiedy już lądowaliśmy zadzwoniłam po Federico, żeby po mnie przyjechał. Zadzwoniłam też do taty, ze wszystko jest dobrze i że jestem już na miejscu. Kiedy tylko ujrzałam mojego ukochanego, po raz pierwszy od tygodnia, rzuciłam mu się na szyję.
- Tak bardzo cię kocham! - wykrzyknęłam mu do ucha.
- Tęskniłem za tobą - wyszeptał wzruszony. Po chwili oderwaliśmy się od siebie i chłopak przedstawił mi swojego młodszego brata.
- Ludmiła, to jest Luigi - wskazał na chłopaka, który mógłby być dosłownie jego kopią, tylko trochę mniejszą i z bardziej "dziecinną" twarzą.
- Cześć - przywitałam się z bratem mojego ukochanego. On odpowiedział mi przyjaznym uśmiechem.
W drodze z lotniska, która trwała prawie pół godziny przez ogromne korki, poznaliśmy się dobrze i polubiliśmy się z Luigim. To bardzo zabawny chłopak, sympatyczny i przyjazny. Dowiedziałam się, że ma 16 lat, że chce zostać pilotem samolotu i że na razie chodzi do jednej z najlepszych szkół w Rzymie. Luigi powiedział mi, że ma mnóstwo przyjaciół i dziewczynę o imieniu Alexa. Opowiedział mi wiele zabawnych historii z życia jego i Federico, aż uśmialiśmy się do łez.
Kiedy w końcu dojechaliśmy do posiadłości państwa Gagliano, poczułam ucisk w żołądku. Bardzo się denerwowałam. Federico ma taki dobry kontakt z moim tatą, też bym chciała, żeby jego rodzice mnie polubili. Federico, widząc moje zmartwienie, uścisnął moją dłoń i uśmiechnął się. Przypomniałam sobie słowa Stefano, który mówił, żebym zawsze była sobą, bo to mi wychodzi najlepiej i za to właśnie ludzie mnie kochają. Cóż, po części miał rację, więc postanowiłam go posłuchać. Weszliśmy do domu mojego chłopaka.
- Mamo, tato! - zawołał Federico. - Jesteśmy!
Z salonu wyszedł tata Fede, pan Luciano w szlafroku i kapciach, oraz jego mama, Adriana. Na mój widok uśmiechnęli się szczerze.
- Dzień dobry. Jak się pan czuje? - powiedziałam po włosku, podając rękę najpierw mamie, a potem tacie mojego chłopaka.
- Dziękuję, złotko, dobrze, jak na człowieka, który tydzień temu przechodził zawał - uśmiechnął się. Wszyscy się zaśmialiśmy.
- Proszę, wejdźcie do salonu. Przygotowałam pyszny podwieczorek. Musisz być głodna po podróży, kochanie - powiedziała pani Adriana. Uśmiechnęłam się. Wszyscy tutaj dają mi tyle miłości. - Fede, kochanie, zanieś jej bagaże do pokoju a potem wracaj do nas.
Zjedliśmy pyszny podwieczorek złożony z lodów, ciasta, kawy i słodyczy, w miłym towarzystwie. Rodzina Federico między sobą rozmawiała po włosku, jednak do mnie starali się mówić po hiszpańsku, co było naprawdę kochane. Siedzieliśmy przy tym stole chyba ze dwie godziny, a mama chłopaków donosiła co chwilę nowe smakołyki. W ciągu tak krótkiego czasu zaprzyjaźniłam się z panem domu. Od razu wyczułam w nim bratnią duszę. Mamy takie samo poczucie humoru i podobne poglądy na świat, co wręcz zachwyca pana Luciano. natomiast pani Adriana jest najmilszą kobietą na świecie. I czuję, że to nie jest wymuszone, tylko po prostu szczere.
- Na pewno jesteś zmęczona po podróży, słońce - powiedziała pani Adriana. - Fede, kochany, zaprowadź ją do pokoju, pokaż łazienkę, niech się odświeży. A ty, Luigi, pomóż mi sprzątnąć ze stołu.
Rzeczywiście byłam zmęczona dzisiejszym dniem, więc poszłam się wykąpać i odświeżyć, a potem bardzo szybko zasnęłam.
trzy dni później
Dzisiaj wieczorem idziemy wszyscy razem na pierwszy solowy koncert Francesci! Tylko tata Federico zostaje, bo musi uważać na swoje serce. Idziemy razem z Adrianą i Luigim. Zaprzyjaźniłam się z nimi bardzo i czuję się przyjęta do ich rodziny. Na dzisiejszy koncert wybierają się wszyscy nasi przyjaciele z naszej paczki ze Studio, razem z Violettą mają przyjechać także German i Angie, oraz nauczyciele ze Studio. Zjeżdżamy się dosłownie z całego świata. Rodzina Francesci także będzie. Francesca musi być naprawdę niesamowicie szczęśliwa. Idziemy wcześniej, bo chcemy się dostać za kulisy, aby wspierać naszą przyjaciółkę w tak ważnym dla niej dniu.
Na taką okazję muszę wyglądać niesamowicie, a więc założyłam na siebie obcisłą, błyszczącą, różową sukienkę i niewysokie szpilki w takim samym kolorze. Zrobiłam sobie makijaż z podkreśleniem oczu różową kredką oraz ułożyłam włosy w loki. Wszyscy dzisiaj wyglądaliśmy elegancko. Na dwie godziny przed koncertem weszliśmy do garderoby Francesci. Dziewczyna właśnie skończyłam próbę i już szykowała się do koncertu. Przywitaliśmy się z nią i z resztą grupy, ściskając się z radością. Haj dobrze jest ich spotkać po miesiącu rozłąki, a niektórych nawet po dłuższym czasie!
To niesamowite, jak bardzo można pokochać ludzi, jeśli ty również pozwolisz im się kochać. Przywiązaliśmy się do siebie bardzo. Teraz mogłabym oddać życie za każdego z ludzi obecnych w tym pokoju.
Francesca na koncert wybrała cztery różne stroje: pierwszy - na wejście, pierwsze 4 piosenki - to pomarańczowo-granatowa, błyszcząca sukienka z wielką bombką - uważam, że jest świetna, idealnie wyraża Francescę. Drugi strój to czerwony kombinezon z kokardką w pasie, który idealnie podkreśla szczupłą sylwetkę mojej przyjaciółki. Trzecim strojem jest długa, złoto-srebrna sukienka, w której Francesca zaśpiewa kilka ballad. Ostatnim strojem jest sukienka we wszystkich kolorach tęczy, która jest odzwierciedleniem duszy Francesci. Jest chyba najładniejsza ze wszystkich: faluje przy najmniejszym ruchu i sprawia wrażenie utkanej z tęczy i diamentów. Na to Fran założy czarną, błyszczącą kamizelkę.
Do koncertu została już tylko godzina, kiedy dziewczyna była gotowa, a w garderobie pełno było ludzi, którzy ją wspierali. Sala koncertowa powoli zaczynała się już zapełniać wiernymi fanami wokalistki. Chcieliśmy wyjść na halę dopiero w trakcie koncertu, żeby nie dopadli nas fani, więc ludzie ze Studia zostali w garderobie, a nasze rodziny zajęły już swoje miejsca. Siedziałam właśnie na kanapie i śpiewałam z Francescą jedną z jej piosenek, kiedy nagle drzwi garderoby gwałtownie otworzyły się i do środka wpadł... Marco! Marco, były chłopak Francesci, który rok temu zdecydował się odejść ze Studia i zacząć solową karierę. Po jego odejściu Francesca związała się z Diego, który w tym momencie stał wryty w ziemię z otwartymi ustami, tak jak my wszyscy. Nikt się tego nie spodziewał.
- Marco?! - wykrzyknęła Francesca. - Co ty tutaj robisz?!
- Fran! Nie mogłem opuścić twojego pierwszego koncertu! - wykrzyczał chłopak i podbiegł do Francesci. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w ręku kwiaty i czekoladki. Miałam ochotę się roześmiać. Czy on przyjechał tu, żeby wrócić do Francesci?
- Noo.. ee... dzięki... - zająkała się dziewczyna przyjmując prezenty. Zerknęłam na Diego, który powoli zaczynał rozumieć, o co chodzi Marco i zrobił wkurzoną minę.
- Wybacz, Marco, ale powinnam się rozgrzać - Francesca starała się go pozbyć.
- Jasne, rozumiem. Będę na ciebie czekał. Mam bilet w pierwszym rzędzie! - wykrzyknął z radością. Pomachał nam wszystkim i wybiegł z pomieszczenia.
Zdziwieni, wyszliśmy z garderoby i zajęliśmy swoje miejsca w drugim rzędzie. Usiedliśmy wszyscy obok siebie, tak, że w naszym rzędzie zostało tylko jedno wolne miejsce. Ja siedziałam akurat obok tego wolnego miejsca. Światła już przygasły, koncert miał rozpocząć się za kilka chwil. Wtem wolne miejsce obok mnie zajął zdyszany chłopak. W ciemności, w pierwszej chwili nie poznałam go, jednak nagle wydał mi się znajomy. Chłopak odwrócił twarz w moją stronę i twarz mu się rozjaśniła.
- Ludmiła!? - wykrzyknął Stefano.
Ciąg dalszy nastąpi.
Rzeczywiście byłam zmęczona dzisiejszym dniem, więc poszłam się wykąpać i odświeżyć, a potem bardzo szybko zasnęłam.
trzy dni później
Dzisiaj wieczorem idziemy wszyscy razem na pierwszy solowy koncert Francesci! Tylko tata Federico zostaje, bo musi uważać na swoje serce. Idziemy razem z Adrianą i Luigim. Zaprzyjaźniłam się z nimi bardzo i czuję się przyjęta do ich rodziny. Na dzisiejszy koncert wybierają się wszyscy nasi przyjaciele z naszej paczki ze Studio, razem z Violettą mają przyjechać także German i Angie, oraz nauczyciele ze Studio. Zjeżdżamy się dosłownie z całego świata. Rodzina Francesci także będzie. Francesca musi być naprawdę niesamowicie szczęśliwa. Idziemy wcześniej, bo chcemy się dostać za kulisy, aby wspierać naszą przyjaciółkę w tak ważnym dla niej dniu.
Na taką okazję muszę wyglądać niesamowicie, a więc założyłam na siebie obcisłą, błyszczącą, różową sukienkę i niewysokie szpilki w takim samym kolorze. Zrobiłam sobie makijaż z podkreśleniem oczu różową kredką oraz ułożyłam włosy w loki. Wszyscy dzisiaj wyglądaliśmy elegancko. Na dwie godziny przed koncertem weszliśmy do garderoby Francesci. Dziewczyna właśnie skończyłam próbę i już szykowała się do koncertu. Przywitaliśmy się z nią i z resztą grupy, ściskając się z radością. Haj dobrze jest ich spotkać po miesiącu rozłąki, a niektórych nawet po dłuższym czasie!
To niesamowite, jak bardzo można pokochać ludzi, jeśli ty również pozwolisz im się kochać. Przywiązaliśmy się do siebie bardzo. Teraz mogłabym oddać życie za każdego z ludzi obecnych w tym pokoju.
Francesca na koncert wybrała cztery różne stroje: pierwszy - na wejście, pierwsze 4 piosenki - to pomarańczowo-granatowa, błyszcząca sukienka z wielką bombką - uważam, że jest świetna, idealnie wyraża Francescę. Drugi strój to czerwony kombinezon z kokardką w pasie, który idealnie podkreśla szczupłą sylwetkę mojej przyjaciółki. Trzecim strojem jest długa, złoto-srebrna sukienka, w której Francesca zaśpiewa kilka ballad. Ostatnim strojem jest sukienka we wszystkich kolorach tęczy, która jest odzwierciedleniem duszy Francesci. Jest chyba najładniejsza ze wszystkich: faluje przy najmniejszym ruchu i sprawia wrażenie utkanej z tęczy i diamentów. Na to Fran założy czarną, błyszczącą kamizelkę.
Do koncertu została już tylko godzina, kiedy dziewczyna była gotowa, a w garderobie pełno było ludzi, którzy ją wspierali. Sala koncertowa powoli zaczynała się już zapełniać wiernymi fanami wokalistki. Chcieliśmy wyjść na halę dopiero w trakcie koncertu, żeby nie dopadli nas fani, więc ludzie ze Studia zostali w garderobie, a nasze rodziny zajęły już swoje miejsca. Siedziałam właśnie na kanapie i śpiewałam z Francescą jedną z jej piosenek, kiedy nagle drzwi garderoby gwałtownie otworzyły się i do środka wpadł... Marco! Marco, były chłopak Francesci, który rok temu zdecydował się odejść ze Studia i zacząć solową karierę. Po jego odejściu Francesca związała się z Diego, który w tym momencie stał wryty w ziemię z otwartymi ustami, tak jak my wszyscy. Nikt się tego nie spodziewał.
- Marco?! - wykrzyknęła Francesca. - Co ty tutaj robisz?!
- Fran! Nie mogłem opuścić twojego pierwszego koncertu! - wykrzyczał chłopak i podbiegł do Francesci. Dopiero teraz zauważyłam, że trzyma w ręku kwiaty i czekoladki. Miałam ochotę się roześmiać. Czy on przyjechał tu, żeby wrócić do Francesci?
- Noo.. ee... dzięki... - zająkała się dziewczyna przyjmując prezenty. Zerknęłam na Diego, który powoli zaczynał rozumieć, o co chodzi Marco i zrobił wkurzoną minę.
- Wybacz, Marco, ale powinnam się rozgrzać - Francesca starała się go pozbyć.
- Jasne, rozumiem. Będę na ciebie czekał. Mam bilet w pierwszym rzędzie! - wykrzyknął z radością. Pomachał nam wszystkim i wybiegł z pomieszczenia.
Zdziwieni, wyszliśmy z garderoby i zajęliśmy swoje miejsca w drugim rzędzie. Usiedliśmy wszyscy obok siebie, tak, że w naszym rzędzie zostało tylko jedno wolne miejsce. Ja siedziałam akurat obok tego wolnego miejsca. Światła już przygasły, koncert miał rozpocząć się za kilka chwil. Wtem wolne miejsce obok mnie zajął zdyszany chłopak. W ciemności, w pierwszej chwili nie poznałam go, jednak nagle wydał mi się znajomy. Chłopak odwrócił twarz w moją stronę i twarz mu się rozjaśniła.
- Ludmiła!? - wykrzyknął Stefano.
Ciąg dalszy nastąpi.
Komentarze
Prześlij komentarz