Rozdział 7

- Stefano?! - wykrzyknęłam zdziwiona. - Co ty tutaj robisz? Skąd się tu wziąłeś?!
Federico odwrócił głowę w naszą stronę i uważnie nam się przypatrywał.
- Przyleciałem odwiedzić ojca! - krzyczał Stefano, aby przekrzyczeć tłum fanów. - Chciałem przyjść na koncert Francesci!
- Skąd znasz Francescę?! - krzyczałam coraz bardziej zdziwiona, ale nie usłyszałam jego odpowiedzi, ponieważ zagłuszył ją dziki wrzask szalonych fanów Fran. Koncert właśnie się rozpoczął. Federico nachylił się i krzyknął mi do ucha:
- Kim jest ten chłopak?
- Później ci wyjaśnię - odparłam i zaczęłam tańczyć w takt muzyki.

Po koncercie, na którym bawiłam się wspaniale razem ze Stefano, bo Federico był dziwnie naburmuszony, poszliśmy ponownie za kulisy i czekaliśmy na Francescę, która miała spotkanie z fanami. Udało mi się przyprowadzić mojego przyjaciela, który jest przecież Włochem, jak Francesca, żeby poznał całą ekipę. W czasie, kiedy czekaliśmy na przyjaciółkę, próbowałam porozmawiać z Federico, jednak nie chciał mi nic powiedzieć. Kiedy tak siedzieliśmy, do garderoby wbiegła zdenerwowana Francesca, a tuż za nią dreptał skruszony Marco. Oho, ciekawe, co tym razem - pomyślałam.

- Ale Fran, wysłuchaj mnie chociaż!
- Nie, Marco, nie mam ochoty z tobą rozmawiać! Przestań mnie męczyć i idź sobie! - krzyczała zdenerwowana Włoszka. Stefano, biedny, stał jak wryty i nie wiedział, co ma robić. Tymczasem Diego postanowił wmieszać się w ten cały żałosny konflikt wywołany przez byłego chłopaka Francesci. Natomiast ja miałam z tego wszystkiego niezły ubaw.

- Stary, co ty odwalasz? - wycedził Diego podchodząc bardzo blisko swojego, hm, dawnego przyjaciela.
- Diego, proszę cię, nie wtrącaj się.... - próbował się bronić Marco.
- To ty się nie wtrącaj Marco! - krzyknęła Francesca. - Najpierw mnie zostawiasz, a potem nagle przyjeżdżasz na mój koncert i psujesz mi taki piękny dzień, i myślisz, że dzięki temu ci wybaczę?
- Fran, ale ja chciałem z tobą porozmawiać o..
- Nie interesuje mnie to, Marco - ucięła dziewczyna. - To nie jest właściwe miejsce ani czas na to.
- Nie słyszałeś, co powiedziała? - warknął Diego. - Mam wezwać ochronę?

Marco rzeczywiście się przestraszył i wyszedł z garderoby. W pomieszczeniu nastała chwila ciszy. Francesca odetchnęła.
- Przepraszam was, ja... nie spodziewałam się, że on przyjdzie...
- Daj spokój, Fran. Chcę ci kogoś przedstawić - powiedziałam śmiało i pociągnęłam Stefano za rękę, przełamując dziwną sytuację. Jak zawsze, potrafię wyjść cało z każdej dziwnej opresji.
- To jest Stefano, nasz wierny fan. Śledził nas od dawna i przyjechał dzisiaj na twój koncert. Poznaliśmy się na wyspie niecałe dwa tygodnie temu.
- Witaj, miło mi cię poznać - uśmiechnęła się Francesca, tym samym rozluźniając się.

Zostaliśmy jeszcze trochę w garderobie Fran, na koniec zrobiliśmy sobie zdjęcie wszyscy razem. Francesca zaprosiła nas na after-party w jej domu. Miałam ochotę dołączyć do imprezy, ale Federico był nie w sosie.
- Co ci jest? - zapytałam chłopaka.
- Nic, po prostu nie mam ochoty na imprezę - odburknął.
- No ale ja chcę iść - próbowałam go przekonać.
- No to co za problem? Idź sobie ze swoim przyjacielem - wycedził. Roześmiałam się.
- No nie, ty jesteś zazdrosny?! - wykrzyknęłam rozbawiona. Jednak mojemu chłopakowi wcale nie było do śmiechu. 
- Ja idę do domu, ty rób co chcesz - powiedział cicho i wyszedł. Zrobiło mi się trochę smutno, no ale przecież nie opuszczę imprezy tylko z powodu fochów Federico! Postanowiłam jednak tam iść i się zabawić.

Następnego dnia wstałam niewyspana. Nie wypiłam na imprezie dużo alkoholu, pamiętając, jak to się ostatnio skończyło. Mimo to bolała mnie głowa i wszystko inne. W pokoju nie było Federico. Przebrałam się i zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie włoska lazania i kawa z mlekiem. Nikogo nie było w domu. Przypomniałam sobie, że rodzice Federico mieli jechać na urodziny znajomych, a jego brat pojechał na trening piłkarski. Ale gdzie jest mój chłopak? Zaczęłam go wołać i wołać, ale nikt nie odpowiadał. Zaczęłam się martwić. Postanowiłam do niego zadzwonić, ale nie odbierał. Zjadłam z niepokojem przepyszną lazanię, kiedy drzwi domu się otworzyły i do kuchni wszedł mój chłopak trzymając w jednej ręce siatkę z zakupami, w drugiej zaś jakąś gazetę. Wydawał się być zły. Dlaczego?

- Coś się stało, skarbie? - zapytałam delikatnie. Chłopak gwałtownie odwrócił się i zobaczyłam jego zdenerwowaną twarz.
- To się stało - warknął, rzucając gazetę na stół. Wzięłam szybko do ręki magazyn i przeczytałam nagłówek na pierwszej stronie: "Rozstanie słynnej Fedemiły? Ludmiła na imprezie z nowym chłopakiem!". Pod spodem znajdowało się moje zdjęcie razem ze Stefano, na którym obejmujemy się, i rzeczywiście to wygląda jakbyśmy byli parą. Poniżej był napisany cały artykuł o moim rzekomym chłopaku.

- Co za podłość! - wykrzyknęłam szczerze oburzona. - Jak ktoś może pisać takie rzeczy?!
- Ludmiła - Federico odwrócił się do mnie z poważną miną. - czy między wami do czegoś doszło?
Popatrzyłam na niego zszokowana. On naprawdę o to pyta?
- Nie! - wykrzyknęłam. - Nie, jak możesz tak myśleć? To tylko zwykłe plotki! Nie pamiętasz, jak o tobie pisali w gazetach, że masz inne dziewczyny?
- Tak, ale to były bezpodstawne plotki, a ty wczoraj zupełnie mnie olewałaś, nie chciałaś mi nic powiedzieć o tym chłopaku, a na koniec zostawiłaś mnie i poszłaś na imprezę obściskiwać się z nim!

Nie mogłam uwierzyć w to, co on mówił.
- Jak możesz mnie oskarżać o coś takiego? To mój przyjaciel! Poznałam go na wyspie, nie wiedziałam że przyjedzie na koncert Francesci! On jest naszym fanem, dlatego chciałam zrobić mu przyjemność i zaprosić na tę imprezę...
- Dobra, nie tłumacz się, to bez sensu - przerwał mi chłopak.
- To znaczy, że mi nie wierzysz?! - wydusiłam zdumiona.
- Ludmiła, na tym zdjęciu wszystko widać, on cię obejmuje tak, jabyście byli razem.
- Ale to tylko zdjęcie, Federico! Nie bądź zazdrosny! Ty tak samo obejmujesz Violettę i inne swoje przyjaciółki!
- Tak, i zawsze mi robisz o to aferę, więc przynajmniej nie robię tego przy paparazzich.
- Sugerujesz, że ja to zrobiłam specjalnie?! - teraz już naprawdę przegiął.

Popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i odparł:
- Sam już nie wiem, Ludmiła. Zostaw mnie. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - i wyszedł do pokoju.
- W takim razie ja też nie mam ochoty z tobą rozmawiać! - wykrzyknęłam dumnie i poczęłam płakać.


Sama już nie wiem - pisałam w swoim pamiętniku - kto jest winny w tej sytuacji. Czy rzeczywiście jest to moja wina? Czy może jednak ja mam rację? Naprawdę nie rozumiem złości Federico. Myślałam, że ufa mi w 100%. Teraz jest mi przykro i czuję się winna, a ja nienawidzę tego uczucia. 


Stwierdziłam, że nie ma sensu dłużej płakać. Nie miałam też ochoty rozmawiać z Federico, więc wyszłam z domu aby się przewietrzyć i uspokoić. Kiedy doszłam do fontanny na rynku, spotkałam Stefano.

- Jak to się dzieje, że ciągle na siebie wpadamy? - zapytał szczerząc zęby w uśmiechu. Starałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi tylko jakiś krzywy grymas.
- Hej, co się stało? - zapytał chłopak, widząc moją minę. Nie byłam w stanie wydusić słowa, ponieważ do oczu napłynęły mi łzy. Nienawidzę pokazywać swojej słabości. Chciałam się gdzieś ukryć, ale co miałam zrobić na środku rynku w Rzymie? Stefano objął mnie i przytulił. O dziwo pomogło mi to i uspokoiłam się. Zaczęliśmy iść przez śliczne włoskie uliczki. Chłopak nadal trzymał rękę na moim ramieniu, ale nie przeszkadzało mi to. Po jakimś czasie zaczęłam się czuć dziwnie, miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje.

Weszliśmy więc do jakiejś kafejki i zjedliśmy przepyszną włoską pepperoni. Siedzieliśmy i gadaliśmy, dopóki nie zrobiło się ciemno. Zauważyłam, że mam nieodebrane połączenie od Fede. Zmartwiłam się i chciałam szybko do niego wracać. Wyszliśmy więc z kafejki, a Stefano chciał mnie odprowadzić.

- Wybacz, Stefano, ale wolałabym wrócić sama. Pokłóciłam się z Federico i chciałabym sama to naprawić.
- Jasne, nie ma problemu - odparł chłopak i przytulił mnie na pożegnanie. Wtedy zza rogu wyskoczyło dwóch facetów z aparatami i zaczęli nam pstrykać zdjęcia. Normalnie bym się ucieszyła, ale w tej sytuacji to było najgorsze, co mogło mi się przytrafić! Przecież te zdjęcia to powód do kolejnych plotek na temat mojego rzekomego związku ze Stefano.

- Oddaj ten aparat! Skasuj te zdjęcia! - zaczęłam krzyczeć i podbiegłam do paparazzich, jednak oni tylko się roześmiali i uciekli. Usiadłam załamana na murku.
- I co ja teraz zrobię? - pytałam sama siebie. Stefano chciał mnie pocieszyć, ale ja odepchnęłam go lekko i powiedziałam:
- Muszę teraz zostać sama. Chcę wracać do domu. Wybacz mi, Stefano. Cześć.

Pobiegłam do domu mojego chłopaka, który nadal był pusty. Usłyszałam tylko muzykę z pokoju Luigiego. Weszłam do wspólnej sypialni mojej i Fede i od razu zobaczyłam otwarte drzwi balkonowe. Podeszłam do nich i zobaczyłam, że Federico siedzi przy stoliku i wygląda na załamanego. Aż mi się serce ścisnęło. Nienawidzę oglądać go w takim stanie. I to jeszcze z mojej winy! Podeszłam do niego, kucnęłam przy nim i delikatnie podniosłam jego głowę tak, abym mogła spojrzeć w jego piękne, smutne oczy.

- Kochanie - szepnęłam przez łzy. - Proszę, wybacz mi. To wszystko moja wina - wydusiłam i tym razem nie powstrzymywałam już łez. Spływały mi po policzkach, a ja byłam na siebie zła, że dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie powinnam prowokować takich sytuacji jak ta wczoraj i dzisiaj. Nie powinnam też zostawiać Federico samego. Odważyłam się spojrzeć w jego oczy. Nie widziałam w nich złości, ani nawet smutku. Jego wzrok stawał się coraz cieplejszy i pełen miłości. Nagle podniósł mnie i posadził na kolanach.

- Oczywiście, że ci wybaczę. Kocham cię, moja księżniczko - wyszeptał czule a ja się roześmiałam z ulgą. Przytulił mnie i zaczęliśmy się całować. Byłam taka szczęśliwa, wszystkie emocje spłynęły ze mnie w jednej chwili. Nie mogliśmy się od siebie oderwać, nie chcieliśmy się od siebie oderwać. Nagle poczułam na swoim ciele krople deszczu. W kilku chwilach rozpętała się straszna burza, z piorunami i błyskawicami. Federico przeniósł mnie do pokoju i położył na łóżku. Lało jak z cebra, a my nie przestawaliśmy się całować, wsłuchani w swoje przyspieszone oddechy i szumiące krople deszczu.



Ciąg dalszy nastąpi.

Komentarze