Stałam nad walizką z czerwonymi oczami i pociągałam smutno nosem. Starałam się nie rozpłakać kolejny raz, nie miałam już na to siły. Przerwałam pakowanie i podeszłam do okna. Patrząc na piękne drzewa w ogrodzie i budynki w oddali, powróciłam myślami do tamtego feralnego dnia, kiedy wszystko zmieniło się na gorsze.
kilka tygodni wcześniej
- Kochanie - wykrzyknęłam wpadając do pokoju mojego chłopaka. Wróciłam od Camili z mocnym postanowieniem, że powiem dzisiaj Federico o trasie i z cichą nadzieją, że może zechce ze mną pojechać.
- Mam dla ciebie newsa - oznajmiłam. Federico podszedł do mnie i wtedy zobaczyłam, że on także był podekscytowany. Jego policzki były lekko zarumienione, a jego oczy lśniły. Jego piękne usta rozciągały się w uroczym uśmiechu.
- Ja także chcę ci coś powiedzieć - odpowiedział i złapał mnie za rękę. Lekko się zdziwiłam i zarumieniłam. Co to takiego? Czyżby szykował dla mnie coś romantycznego? Może wspólne mieszkanie? A może już wiedział o planowanej trasie? Wstrzymałam oddech czekając na jego słowa.
- Znalazłem studio muzyczne, które jest chętne podpisać z nami umowę - zaczął, a mnie ogarnęło zdziwienie. - Wyobraź sobie, od przyszłego tygodnia będziemy mogli zacząć nagrywać swoją własną płytę!
No teraz to już mnie dosłownie zatkało. Otworzyłam usta i gapiłam się na Federico, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. Tymczasem chłopak ciągnął dalej, coraz bardziej podekscytowany.
- Czy to nie cudowne, kochanie? Wreszcie będziemy mogli zrobić coś razem, spełnić nasze wspólne marzenie, nagrać teledyski, a potem może i dać kilka koncertów, jak Fran. Przecież marzyliśmy o tym od dawna! Nie cieszysz się? - zapytał zdziwiony widząc moją zmieszaną minę. Byłam jednocześnie zdziwiona, smutna, ponieważ będę musiała odrzucić jego propozycję z powodu własnych planów, a także zła na mojego chłopaka, że nie omówił ze mną wcześniej tej kwestii.
- Nie mogę nagrać z tobą płyty - wycedziłam. Federico spojrzał na mnie zdziwiony, a jego radość ulotniła się. - Właśnie to chciałam ci powiedzieć. Rozpoczynamy niedługo trasę po Argentynie, a potem po całym kontynencie z naszym musicalem. Myślałam, że może pojedziesz ze mną. Nie mogę zrezygnować z trasy, podpisałam już umowę - westchnęłam cicho. Federico zdenerwował się i przeczesał włosy rękami.
- A ja co mam zrobić? Dałem słowo producentowi, byłem pewny że się ucieszysz - burknął.
- Najwyraźniej nie znasz mnie na tyle dobrze - odparłam cicho i splotłam ramiona na piersi, patrząc poważnie na chłopaka.
- Ah tak? - zapytał ironicznie. - A więc kto cię zna tak dobrze? Może Stefano? - powiedział i wybuchnął ironicznym, gorzkim śmiechem. Zacisnęłam ręce w pięści i wkurzyłam się na mojego chłopaka.
- A żebyś wiedział. Stefano nigdy nie podejmuje za mnie decyzji nie pytając mnie o zdanie - odparowałam. Federico patrzył na mnie zdenerwowany. Potarł czoło i myślał nad czymś, w końcu powiedział:
- Wiesz co, Ludmiła, jestem już zmęczony zaspokajaniem twoich wygórowanych potrzeb. Na serio robię co mogę, staram się ze wszystkich sił żeby tylko przychylić ci nieba, a ty nawet tego nie zauważasz i jeszcze masz do mnie pretensje. A pomyślałaś, jak ja się z tym wszystkim czuję? Może ja też bym chciał, żebyś o mnie myślała, spytała mnie o zdanie. Ale nie, ty wolisz zajmować się tylko sobą. No tak, wieczna egoistka.
Zamrugałam gwałtownie, słuchając jego słów. Do oczu napłynęły mi łzy. Czy on na prawdę tak o mnie myśli? Czy ja rzeczywiście go nie doceniam? Moje usta zaczęły się wykrzywiać, po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- W takim razie nasz związek nie ma sensu - wydukałam drżącym głosem. Federico patrzył na mnie z bólem i ze smutkiem w oczach, ale kiwnął wolno głową, przyznając mi rację.
- Mimo wszystko nadal cię kocham - usłyszałam jego ciche wyznanie, zanim wybiegłam z płaczem i zamknęłam się w swoim pokoju.
Następnego dnia Federico wyprowadził się z mojego domu i zamieszkał u jego ciotki. Ja natomiast z wielkim bólem przeszłam rozstanie i ciężko było mi odgrywać role w musicalu przez następny miesiąc. Chciałam zmian w moim związku, to mam - pomyślałam gorzko. Teraz stoję nad walizką i kończę pakowanie, ponieważ jutro wyjeżdżamy z ekipą do Cordoby, tym samym rozpoczynając trasę po Argentynie, która również ma trwać koło miesiąca. Wybieram się w podróż sama, wszyscy bliscy zostają tu na miejscu, oprócz taty, który znowu musi wyjechać ze swoją dziewczyną do pracy w Afryce.
Nie rozmawiałam z Federico od naszego rozstania. Nawet dzisiaj na lotnisko jadę sama, co jeszcze bardziej potęguje mój ból. Mój były chłopak podobno sam podpisał kontrakt i zaczął pracować nad własną płytą. Z tego, co opowiadał mi Leon, mają nagrać kilka kawałków razem jako zespół. Jednocześnie cieszę się, że Federico spełnia marzenie, przecież nadal go kocham, jednak czuję głęboko w sercu straszny ból, że nie możemy razem dążyć do naszych pragnień. Staram się ukrywać ten ból najlepiej jak umiem, ale odkąd tata wyjechał, a dom spustoszał - czyli do jakichś dwóch tygodni - nie potrafię poradzić sobie z poczuciem osamotnienia i płaczę po nocach. Dlatego teraz stoję nad walizką i wycieram mokre od łez policzki.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Proszę - powiedziałam cicho i w drzwiach ukazała się Violetta.
- Co tu robisz, Violu? - zapytałam zdziwiona. - Jest jeszcze wcześnie.
- Chciałam dotrzymać ci towarzystwa - powiedziała dziewczyna i weszła, zamykając za sobą drzwi. Usiadła na moim łóżku z różowym baldachimem i złapała mnie za ręce.
- Znowu płakałaś - raczej stwierdziła niż zapytała. Westchnęłam głęboko i pokiwałam głową. Nie mogłam już dłużej udawać silnej. Oparłam głowę na ramieniu przyjaciółki i zaczęłam głośno szlochać. Dziewczyna pozwoliła mi się wyżalić, nic nie mówiła, tylko głaskała mnie uspokajająco po ramieniu i plecach. Kiedy wreszcie mi przeszło i wydmuchałam nos, spojrzałam z wdzięcznością na Violettę.
- Dzięki - wyszeptałam. Przyjaciółka tylko pokiwała głową i posłała mi pokrzepiający uśmiech. Nagle wstała i wyszła, a po chwili wróciła z moją kosmetyczką podręczną, którą zostawiłam w łazience. Miałam w niej wszystkie kosmetyki do szybkiego makijażu.
- A teraz poprawimy ci humor. Nie możesz przecież pojechać na lotnisko w takim stanie - rzekła i zabrała się do pracy. Siedziałam cicho, pozwalając jej na robienie mi makijażu. Patrzyłam, jak nakłada podkład i puder, potem maluje moje rzęsy i robi mi dwie idealne kreski. Wykończyła moje oczy czarną kredką i pomalowała je lekko błyszczącym cieniem. Na koniec dodała trochę różu na moje blade policzki oraz różową pomadkę. Uśmiechnęła się do siebie i pocałowała mnie w policzek.
- Gotowe. Tylko masz mi więcej nie płakać, bo to nie są wodoodporne kosmetyki - dodała z uśmiechem, a ja pociągnęłam nosem patrząc na nią z jeszcze większą wdzięcznością.
- Dziękuję, kochana - szepnęłam i wstałam. - Gdzie moja komórka? Muszę zamówić taksówkę.
- Jest tutaj, ale nigdzie nie zadzwonisz - to mówiąc podała mi telefon z uśmiechem. Popatrzyłam na nią pytająco.
- Leon czeka na nas na dole. Odwieziemy cię na lotnisko - oznajmiła i przytuliła mnie. Byłam jej tak wdzięczna za to, że przy mnie jest, że nie mogę opisać tego słowami.
- No, teraz wyglądasz ślicznie - orzekła Violetta. - Brakuje tylko jednego - to mówiąc wzięła moje ulubione perfumy z szafki i spsikała nimi mnie, a potem siebie. Objęła mnie i tak wyszłyśmy z domu. Pożegnałam się z Martą i wsiadłam do samochodu, jednocześnie doznałam lekkiego szoku.
- Mamo? Co ty tutaj robisz? - zamrugałam ze zdziwienia widząc moją mamę na tylnym siedzeniu samochodu Leona. Kobieta uśmiechnęła się pokrzepiająco, taki typowym matczynym uśmiechem, pełnym miłości, którego prawie nigdy nie zdołałam ujrzeć wcześniej.
- Jestem tu, aby cię wspierać, kochanie - odpowiedziała mama i pogłaskała mnie po policzku. - Ślicznie wyglądasz, kochanie - dodała. Przytuliłam się do niej z głębokim westchnieniem ulgi, miłości, ale jednocześnie skrywanego bólu. Nie widziałyśmy się od czasu mojej premiery w Gran Rex i nawet nie miałam okazji jej powiedzieć, że zerwałam z Federico. Leon ruszył w drogę i rozmawiał po cichu z Violettą tak, żebym mogła w spokoju porozmawiać z mamą. Starałam się jednak nie rozpłakać, tak jak prosiła mnie Violetta.
- Mamo, ja zerwałam z Federico - wyznałam swojej rodzicielce z wielkim bólem. Kobieta pogłaskała mnie po głowie i długo milczała.
- Rozumiem twój ból - powiedziała w końcu. - Rozumiem, co czujesz. Ja też byłam załamana rozstaniem z twoim ojcem.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Ona? Załamana? Nigdy tego nie pokazywała. Zawsze była silną i piękną kobietą. Może dlatego była dla mnie czasami taka oschła. Może dlatego tyle flirtowała z innymi mężczyznami. Może po prostu to był jej sposób pozbycia się bólu.
Przytuliłam się do niej ponownie i już nic nie powiedziałam. Resztę drogi na lotnisko przebyliśmy w milczeniu.
Kiedy dojechaliśmy, Leon pomógł mi zanieść walizki. Pożegnałam cię bardzo ciepło z nim, Violą i moją mamą i obiecałam codziennie dzwonić i nie załamać się. Oni mają rację. Muszę być silna. Muszę, choćby nie wiem co się działo. Przecież urodziłam się, by błyszczeć, do jasnej cholery. Te myśli wprawiły mnie w nieco lepszy nastrój i pewnym krokiem weszłam do hali odpraw. Tam czekali już na mnie znajomi z musicalu, między innymi Viki, Mari, Caro, i Stefano. Przywitałam wszystkich ciepło, nie dając po sobie znać, że jestem w rozsypce. W pewnym momencie Mari, która zawsze była zbyt bezpośrednia zapytała, czy to prawda, co piszą gazety.
- O co dokładnie chodzi? - zapytałam zdziwiona.
- O twoje zerwanie z Federico - odpowiedziała delikatnie Caro. Westchnęłam ciężko. Czyli już wiedzą? Ciekawe od kogo. Przecież Federico by się nie wygadał... A może jednak? Z resztą, trudno.
- Tak, to prawda - odparłam niechętnie i zrobiłam kamienną minę, aby ukryć kumulujące się we mnie uczucia. Dziewczyny speszyły się i spojrzały na mnie przepraszająco. Viki podeszła i objęła mnie ramieniem.
- To nic, nie przejmuj się. Rozstania się zdarzają, to normalne. Teraz skup się na pracy i na podróży. Jestem pewna, że będziemy się razem dobrze bawić - powiedziała pokrzepiająco i uściskała mnie. Odpowiedziałam jej lekkim uśmiechem.
- Chodźcie, wołają nas - krzyknął Stefano i machnął ręką w stronę bramek, gdzie stała reszta grupy. Wzięłam walizkę i podążyłam za przyjaciółmi. Byłam ciekawa, jak ja zniosę to wszystko.
Ciąg dalszy nastąpi.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego pokoju.
- Proszę - powiedziałam cicho i w drzwiach ukazała się Violetta.
- Co tu robisz, Violu? - zapytałam zdziwiona. - Jest jeszcze wcześnie.
- Chciałam dotrzymać ci towarzystwa - powiedziała dziewczyna i weszła, zamykając za sobą drzwi. Usiadła na moim łóżku z różowym baldachimem i złapała mnie za ręce.
- Znowu płakałaś - raczej stwierdziła niż zapytała. Westchnęłam głęboko i pokiwałam głową. Nie mogłam już dłużej udawać silnej. Oparłam głowę na ramieniu przyjaciółki i zaczęłam głośno szlochać. Dziewczyna pozwoliła mi się wyżalić, nic nie mówiła, tylko głaskała mnie uspokajająco po ramieniu i plecach. Kiedy wreszcie mi przeszło i wydmuchałam nos, spojrzałam z wdzięcznością na Violettę.
- Dzięki - wyszeptałam. Przyjaciółka tylko pokiwała głową i posłała mi pokrzepiający uśmiech. Nagle wstała i wyszła, a po chwili wróciła z moją kosmetyczką podręczną, którą zostawiłam w łazience. Miałam w niej wszystkie kosmetyki do szybkiego makijażu.
- A teraz poprawimy ci humor. Nie możesz przecież pojechać na lotnisko w takim stanie - rzekła i zabrała się do pracy. Siedziałam cicho, pozwalając jej na robienie mi makijażu. Patrzyłam, jak nakłada podkład i puder, potem maluje moje rzęsy i robi mi dwie idealne kreski. Wykończyła moje oczy czarną kredką i pomalowała je lekko błyszczącym cieniem. Na koniec dodała trochę różu na moje blade policzki oraz różową pomadkę. Uśmiechnęła się do siebie i pocałowała mnie w policzek.
- Gotowe. Tylko masz mi więcej nie płakać, bo to nie są wodoodporne kosmetyki - dodała z uśmiechem, a ja pociągnęłam nosem patrząc na nią z jeszcze większą wdzięcznością.
- Dziękuję, kochana - szepnęłam i wstałam. - Gdzie moja komórka? Muszę zamówić taksówkę.
- Jest tutaj, ale nigdzie nie zadzwonisz - to mówiąc podała mi telefon z uśmiechem. Popatrzyłam na nią pytająco.
- Leon czeka na nas na dole. Odwieziemy cię na lotnisko - oznajmiła i przytuliła mnie. Byłam jej tak wdzięczna za to, że przy mnie jest, że nie mogę opisać tego słowami.
- No, teraz wyglądasz ślicznie - orzekła Violetta. - Brakuje tylko jednego - to mówiąc wzięła moje ulubione perfumy z szafki i spsikała nimi mnie, a potem siebie. Objęła mnie i tak wyszłyśmy z domu. Pożegnałam się z Martą i wsiadłam do samochodu, jednocześnie doznałam lekkiego szoku.
- Mamo? Co ty tutaj robisz? - zamrugałam ze zdziwienia widząc moją mamę na tylnym siedzeniu samochodu Leona. Kobieta uśmiechnęła się pokrzepiająco, taki typowym matczynym uśmiechem, pełnym miłości, którego prawie nigdy nie zdołałam ujrzeć wcześniej.
- Jestem tu, aby cię wspierać, kochanie - odpowiedziała mama i pogłaskała mnie po policzku. - Ślicznie wyglądasz, kochanie - dodała. Przytuliłam się do niej z głębokim westchnieniem ulgi, miłości, ale jednocześnie skrywanego bólu. Nie widziałyśmy się od czasu mojej premiery w Gran Rex i nawet nie miałam okazji jej powiedzieć, że zerwałam z Federico. Leon ruszył w drogę i rozmawiał po cichu z Violettą tak, żebym mogła w spokoju porozmawiać z mamą. Starałam się jednak nie rozpłakać, tak jak prosiła mnie Violetta.
- Mamo, ja zerwałam z Federico - wyznałam swojej rodzicielce z wielkim bólem. Kobieta pogłaskała mnie po głowie i długo milczała.
- Rozumiem twój ból - powiedziała w końcu. - Rozumiem, co czujesz. Ja też byłam załamana rozstaniem z twoim ojcem.
Spojrzałam na nią zaskoczona. Ona? Załamana? Nigdy tego nie pokazywała. Zawsze była silną i piękną kobietą. Może dlatego była dla mnie czasami taka oschła. Może dlatego tyle flirtowała z innymi mężczyznami. Może po prostu to był jej sposób pozbycia się bólu.
Przytuliłam się do niej ponownie i już nic nie powiedziałam. Resztę drogi na lotnisko przebyliśmy w milczeniu.
Kiedy dojechaliśmy, Leon pomógł mi zanieść walizki. Pożegnałam cię bardzo ciepło z nim, Violą i moją mamą i obiecałam codziennie dzwonić i nie załamać się. Oni mają rację. Muszę być silna. Muszę, choćby nie wiem co się działo. Przecież urodziłam się, by błyszczeć, do jasnej cholery. Te myśli wprawiły mnie w nieco lepszy nastrój i pewnym krokiem weszłam do hali odpraw. Tam czekali już na mnie znajomi z musicalu, między innymi Viki, Mari, Caro, i Stefano. Przywitałam wszystkich ciepło, nie dając po sobie znać, że jestem w rozsypce. W pewnym momencie Mari, która zawsze była zbyt bezpośrednia zapytała, czy to prawda, co piszą gazety.
- O co dokładnie chodzi? - zapytałam zdziwiona.
- O twoje zerwanie z Federico - odpowiedziała delikatnie Caro. Westchnęłam ciężko. Czyli już wiedzą? Ciekawe od kogo. Przecież Federico by się nie wygadał... A może jednak? Z resztą, trudno.
- Tak, to prawda - odparłam niechętnie i zrobiłam kamienną minę, aby ukryć kumulujące się we mnie uczucia. Dziewczyny speszyły się i spojrzały na mnie przepraszająco. Viki podeszła i objęła mnie ramieniem.
- To nic, nie przejmuj się. Rozstania się zdarzają, to normalne. Teraz skup się na pracy i na podróży. Jestem pewna, że będziemy się razem dobrze bawić - powiedziała pokrzepiająco i uściskała mnie. Odpowiedziałam jej lekkim uśmiechem.
- Chodźcie, wołają nas - krzyknął Stefano i machnął ręką w stronę bramek, gdzie stała reszta grupy. Wzięłam walizkę i podążyłam za przyjaciółmi. Byłam ciekawa, jak ja zniosę to wszystko.
Ciąg dalszy nastąpi.
Komentarze
Prześlij komentarz