- Ludmiła? - szepnął Federico. - Odezwij się, proszę.
Nie mogłam nic wykrztusić. Łzy spływały mi po policzkach a w gardle uformowała się wielka gula, która blokowała moje struny głosowe. Niby co miałam mu powiedzieć? Oczywiście, kochanie, rzucę natychmiast swojego chłopaka i wrócę do ciebie? Nie, nie mogłam tego zrobić Stefano, pomimo, że go nie kochałam. Federico uświadomił mi w tym momencie, że to jego tak naprawdę kocham i zawsze będę go kochać. Chłopak odsunął swoje ramię i wstał.
- Nie chcesz do mnie wrócić - stwierdził smutno, a ja pokręciłam przecząco głową, wciąż płacząc. Złapałam się za serce i odchrząknęłam, aby mu wszystko wyjaśnić, jednak on mnie uprzedził.
- W porządku. Uszanuję twoją decyzję. Proszę cię tylko, żebyś pamiętała, że ja nadal cię kocham i będę na ciebie czekał - to mówiąc złożył delikatny pocałunek na mojej dłoni, a następnie oddalił się ze smutnym uśmiechem. Chciałam za nim krzyknąć, zawołać go, ale nie mogłam - po prostu stałam oszołomiona z gulą w gardle i łzami w oczach. Kiedy w końcu zorientowałam się, że stoję tak całkiem długo, postanowiłam się szybko ogarnąć i wracać do hotelu. Przeprosiłam wszystkich i pożegnałam się z Violettą, a potem wróciłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko, szlochając w poduszkę.
***
Dwa tygodnie później daliśmy ostatnie show w Santiago, stolicy Chile. Po przedstawieniu wybraliśmy się wszyscy na kolację do bardzo drogiej i bardzo ekskluzywnej restauracji. Byłam wtedy wyjątkowo przytłoczona i smutna, ponieważ tęskniłam za domem, a przede wszystkim za Federico, który dzisiaj miał premierę swojej płyty. Obiecałam mu, że się pojawię, niestety premiera została przesunięta, a mnie wciąż obowiązuje kontrakt. Federico chyba pomyślał, że to definitywny koniec naszego związku i najwyraźniej nie chce się ze mną przyjaźnić, bo nie odpowiadał na moje esemesy oraz nie odbierał telefonu. Z tego powodu stałam się bardzo smutna, a gdy jestem smutna mam dwa razy większy apetyt. Dlatego też w restauracji zamówiłam papaję na ostro z przyprawami i czerwonym winem.
- Hej, Ludmiła? - usłyszałam czyjś głos.
- Tak? - odwróciłam głowę i spojrzałam na Viki.
- Wszystko w porządku? Ostatnio jakoś strasznie dużo jesz...
- Tak jasne, to dlatego, że jestem ostatnio trochę zdenerwowana i... - zaczęłam, ale przyjaciółka przerwała mi.
- Czym? - zapytała, patrząc na mnie badawczym wzrokiem. Westchnęłam i wypiłam kolejny łyk wina. Po upewnieniu się, że nikt nas nie słyszy, wyznałam swoje zmartwienia. Victoria słuchała mnie uważnie, a potem powiedziała:
- Rozumiem, ale nie powinnaś się tym tak martwić. Jeśli coś cię trapi, porozmawiaj o tym z kimś, poszukaj pocieszania u swojego chłopaka, który przecież powinien cię wspierać. I nie jedz tak dużo, bo odbije się to na twojej wadze.
- Masz rację - westchnęłam i odłożyłam widelec na talerz. Ostatnio rzeczywiście dużo jem, a przecież nie mogę pozwolić sobie na utratę tej idealnej sylwetki. Wypiłam kolejny kieliszek wina, po czym poczułam się bardzo słabo i postanowiłam, że muszę wracać do domu.
- Kochaaniee - powiedziałam, szturchając Stefano w ramię, przez co chłopak odwrócił się i spojrzał na mnie. - Chcę już wracać do hotelu. Pojedziesz ze mną?
- Jedź sama - odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi, niezadowolona.
- Jak to sama? - wymamrotałam.
- Chciałem jeszcze chwilę zostać, Ludmiła. Po prostu weź taksówkę i zaczekaj na mnie w pokoju.
Prychnęłam na jego zachowanie i odwróciłam się, po czym wyszłam z budynku i stanęłam na ulicy, starając się złapać jakąś taksówkę. Nie udało mi się, ponieważ nikomu nie udałoby się złapać taksówki w Santiago w godzinach szczytu. Co ten Stefano sobie myśli? Dlaczego zostawił mnie samą? Postanowiłam pójść na piechotę, czego zdecydowanie nie ułatwiały mi moje obcasy. Po pół godzinie drogi w końcu dotarłam do hotelu, z obolałymi stopami i potarganym włosami. Byłam taka zła na Stefano, że zamknęłam pokój na klucz, wiedząc, że nie miał drugiego. Umyłam się, po czym ubrałam piżamę i poszłam spać.
Następnego dnia obudziło mnie stukanie do drzwi. Otworzyłam zaspana oczy i powlokłam się do drzwi, bo kto do cholery tak się dobija?
- Ah tak, to ty - mruknęłam, widząc wściekłego Stefano.
- Ludmiła! Czemu zamknęłaś drzwi?! Jak miałem się dostać do własnego pokoju?! Za 2 godziny wylatujemy a ja muszę się spakować!
- Ah tak? A gdzie byłeś przez całą noc, hmm? - zapytałam podejrzliwie, na co chłopak nie odpowiedział, tylko podszedł do szafy i zaczął pakować walizkę. Bardzo ciekawe - mruknęłam pod nosem i udałam się do łazienki, aby się odświeżyć i przygotować do podróży, ponieważ Ludmiła zawsze jest gotowa na czas.
Dwie godziny później czekaliśmy już na lotnisku na odprawę, ponieważ nasz lot się opóźnił i musieliśmy zaczekać dodatkowe pół godziny. Dziewczyny postanowiły pójść po jakąś kawę, więc chcąc nie chcąc, zostałam sama ze Stefano, który mnie ignorował, i kilkoma innymi chłopakami. Westchnęłam i przysunęłam się bliżej mojego chłopaka, po czym szturchnęłam go w bok.
- Hej, nie kłóćmy się już. To głupie - powiedziałam z lekkim uśmiechem. Chłopak spojrzał na mnie znad swojego smartfona.
- Zamykasz przede mną pokój, skazując mnie na spanie pod drzwiami i uważasz, że jest okej? - zapytał, marszcząc brwi.
- No przepraszam, ale no, to ty nie chciałeś ze mną iść, a ja musiałam wracać na piechotę w tych obcasach. W dodatku byłam w koszmarnym nastroju, a ty nawet nie spytałeś, czy wszystko w porządku - wyrzuciłam mu.
- Wiesz co, Ludmiła, zrobiłaś się ostatnio bardzo kapryśna - prychnął niezadowolony, odwracając wzrok. Chciałam mu odpowiedzieć, że Federico zawsze znosił moje grymasy, bo mnie kochał, ale w tamtym momencie wróciły dziewczyny, siadając obok z kubkiem kawy dla mnie. Nie odezwałam się do Stefano przez całą drogę do Buenos Aires. Na lotnisku musiałam zabrać swoje bagaże i pożegnać się ze wszystkimi. Moi przyjaciele nic nie wiedzą o moim powrocie, ponieważ chciałam zrobić wszystkim niespodziankę.
- Więc, przychodzisz jutro na imprezę na cześć zakończenia trasy? - zapytała mnie Marina, owijając rękę wokół moich ramion.
- Hmm, nie wiedziałam nic o imprezie - odpowiedziałam lekko zdziwiona.
- Ah tak, ponieważ rozmawialiśmy o niej w samolocie, a ty chyba wtedy odleciałaś - roześmiała się. - Więc impreza odbędzie się w klubie Cocolina jutro wieczorem o 20:00. Będą wszyscy od nas, możesz zaprosić też swoich przyjaciół - poinformowała mnie.
- Dobrze, dzięki. Myślę, że wpadnę z przyjaciółkami - uśmiechnęłam się i mrugnęłam do niej. Dziewczyna odwróciła się i odeszła do swojej taksówki, a ja chciałam znaleźć Stefano, żeby jakoś zażegnać ten mały kryzys i zapytać, czy pójdzie ze mną na tę imprezę. Jednak nigdzie go nie widziałam. Zrezygnowana, zadzwoniłam więc po taksówkę, a po 20 minutach czekania wreszcie mogłam do niej wsiąść.
- Dlaczego jechał pan tak długo? - zapytałam zdziwiona. Kierowca w odpowiedzi odburknął coś niezrozumiałego, a ja zorientowałam się, że przecież on jest nietrzeźwy!
- Halo, proszę pana? Co pan wyprawia! - wykrzyknęłam, kiedy kierowca nagle zboczył z drogi i skręcił na światłach, wjeżdżając prosto w jakiś samochód ciężarowy. W tamtym momencie wszystko zgasło i przestałam cokolwiek czuć.
Federico
Leżałem właśnie w łóżku i zajadałem resztki wczorajszej pizzy, ignorując dźwięki karetki i policji dochodzące z centrum. Nie miałem na nic ochoty, po wczorajszej premierze płyty. Byłoby naprawdę fajnie, gdyby Ludmiła przyszła, ale najwyraźniej ma mnie gdzieś bo nawet nie zadzwoniła, nie napisała, nic. Sprawdzałem telefon kilkakrotnie, ale wciąż był pusty. W ogóle nikt nie dzwonił, co wydawało mi się dziwne, więc postanowiłem go zresetować. Wyjąłem baterię i włożyłem ją z powrotem, po czym dołączyłem obudowę i włączyłem urządzenie. Natychmiast zaczęło piszczeć i wibrować, co oznaczało, że po prostu się zacięło i dopiero teraz zaczęły mi się wyświetlać wszystkie połączenia. Wczoraj miałem aż 5 nieodebranych od Ludmiły i dwie wiadomości. Jednak nie zdążyłem ich sprawdzić, ponieważ mój telefon ponownie zaczął dzwonić, a na ekranie pojawiło się zdjęcie Violetty.
- Tak? - odebrałem zaspanym głosem. Zmarszczyłem brwi, ponieważ najpierw usłyszałem jakiś szum, a dopiero potem jej głos.
- Federico! - krzyknęła przerażona, a ja natychmiast się podniosłem.
- Co się stało? Violetta?! - krzyknąłem.
- Federico... Ludmiła... - jąkała się, a ja mogłem usłyszeć, jak jej głos się łamie.
- Co z nią? Coś się stało? - zapytałem przerażony.
- Ona... onaa... miała wypadek - szlochała dziewczyna.
- Co takiego?! - wykrzyknąłem natychmiast, jeszcze bardziej przerażony. - Jaki wypadek?! Gdzie? Co się stało?!
- Ja.. ja nie wiem, Federicoo... ja... proszę, przyjedź jak najszybciej do szpitala głównego. Właśnie tam jedziemy z Leonem, zaraz za... karetką - wyjąkała, a ja natychmiast się rozłączyłem i wybiegłem, tak jak stałem, z pokoju, chwytając kluczyki do auta.
Pół godziny później byłem już w szpitalu. W recepcji z trudem udało mi się wyciągnąć informacje, gdzie może znajdować się Ludmiła. Natychmiast pobiegłem schodami na drugie piętro, gdzie od razu zobaczyłem Violettę i Leona siedzących na krzesełkach, a także mamę Ludmiły, która nerwowo przechadzała się po korytarzu. Gdy mnie zobaczyli, zatrzymali się na chwilę, a potem Violetta szybko podbiegła do mnie z płaczem.
- Spokojnie, Violu - starałem się ją uspokoić. - Co się dzieje z Ludmiłą?
- Miała wypadek samochodowy - powiedział poważnie Leon. - Jechała taksówką, która zderzyła się z jakąś ciężarówką. Nic więcej nie wiemy - dodał.
- Skąd ona się wzięła w Buenos Aires? - zapytałem. Przecież miała wrócić następnego dnia, prawda?
- Wróciła wcześniej - zachlipała Violetta, odklejając się od mojej koszulki i patrząc mi w oczy.
- Oh, Federico, tak bardzo się o nią boję - wyszeptała, a ja tylko pogłaskałem ją po ramieniu, bo sam nie mogłem się uspokoić.
- I co teraz... co z nią? - zapytałem ze strachem.
- Jest operowana - odpowiedział Leon i to było wszystko, czego się dowiedziałem. Spojrzałem na mamę blondynki, która stała oparta o ścianę ze zmęczoną miną i nie odzywała się ani słowem.
- Jak się pani czuje? - zapytałem delikatnie. Kobieta w odpowiedzi tylko rzuciła mi spojrzenie, z którego trudno było cokolwiek wyczytać, a następnie wyszeptała 'nie mam siły' i opadła na krzesło.
Siedzieliśmy w szpitalu dobrą godzinę, kiedy wreszcie wyszedł lekarz, który operował moją ukochaną.
- I co z moją córką, panie doktorze? - zapytała drżącym głosem Priscilla.
- Proszę się nie martwić, sytuacja jest opanowana. Pańska córka miała poważne wstrząśnienie mózgu i trochę się poobijała, ale poza tym nic jej nie jest. Na szczęście udało się uratować jej mózg i czaszkę, jednak dziewczyna będzie miała blizny na czole, a obecnie jest w śpiączce i nie wybudzimy jej wcześniej, niż za tydzień. A teraz przepraszam - rzekł lekarz i poszedł sobie. Poczułem jednocześnie ulgę i strach, bo niby nic jej nie jest, ale to jednak wstrząśnienie mózgu i śpiączka! Martwię się o nią jak cholera.
Chwilę później zobaczyliśmy, jak pielęgniarki wyjeżdżają z łóżkiem, na którym spała Ludmiła, niepodobna do siebie w obandażowanej głowie, przykryta kołdrą, taka blada i... taka spokojna. Chciałem wykonać jakiś ruch, cokolwiek, ale nie pozwolono mi do niej wejść. Mimo, że czekałem jeszcze godzinę pod jej drzwiami, lekarz powiedział, że dzisiaj nie możemy jej odwiedzić, a w najbliższym czasie może przyjść do niej tylko jej rodzina.
- Federico? - odezwała się Violetta. - Właśnie jedziemy do taty i Angie, aby przekazać im wszystko. Może.. chciałbyś jechać z nami? Żeby nie być sam?
- Dzięki, Violu. Pojadę z wami, tylko pójdę coś załatwić.
- Dobrze, zaczekamy na dole - odparła, przytulając się do swojego chłopaka, po czym odeszli razem. Priscilla także już pojechała, a ja postanowiłem porozmawiać z lekarzem, który operował Ludmiłę. Zapukałem do jego gabinetu i po chwili wszedłem tam.
- Przepraszam, chciałbym się dowiedzieć, co się stało dokładnie w tym wypadku, i... kiedy będę mógł odwiedzić Ludmiłę.
Lekarz popatrzył na mnie znad okularów, po czym zapytał:
- Czy pan jest kimś z rodziny?
- Nie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Ale... bardzo mi na niej zależy. Ona jest dla mnie bardzo ważna, proszę - dodałem.
- Jest pan jej chłopakiem? Kocha pan ją? - zapytał z łagodnym wyrazem twarzy. Przytaknąłem, chociaż to nie była do końca prawda, ale chciałem się po prostu wszystkiego dowiedzieć.
- Proszę pana, stan pacjentki jest poważny, ale stabilny. Nie jestem pewien, kiedy się obudzi, ponieważ nie chcę jej wybudzać "na siłę". Ale mogę panu obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby jak najszybciej ją wyleczyć, żeby nie było żadnych powikłań. Natomiast co do wypadku, nie wiem za wiele, tylko tyle, że było to zderzenie taksówki z samochodem ciężarowym. Taksówkarz, niestety, zmarł na miejscu, więc pańska dziewczyna i tak miała szczęście. Więcej będę wiedział za jakieś dwa dni. Może pan wtedy przyjść odwiedzić ukochaną.
- Dziękuję - wykrztusiłem i wyszedłem z gabinetu. Odetchnąłem głęboko, starając się uspokoić myśli i oddech. Spojrzałem przez szybę na łóżko mojej śpiącej księżniczki. Spała słodko, spokojnie, jakby nic się nie stało. Nie mogłem patrzeć na jej bezwładne ciało, więc wyszedłem stamtąd i dołączyłem do przyjaciół czekających na zewnątrz. Tę noc spędziłem w dawnym domu Violetty, zasypiając dopiero nad ranem.
Ciąg dalszy nastąpi.
Komentarze
Prześlij komentarz