Federico
Od wypadku Ludmiły minęły już dwa tygodnie, a ona nadal nie wybudziła się ze śpiączki. Wszyscy się o nią martwimy, ale mnie dosłownie coś rozrywa od środka, kiedy widzę ją śpiącą w szpitalnym łóżku, jak gdyby nigdy nic. Martwię się o nią jak cholera. Dzisiaj są jej urodziny, które mimo wszystko spędzimy razem. Z samego rana kupiłem bukiet najładniejszych róż herbacianych, jaki był w kwiaciarni. Później pojechałem do szpitala, aby odwiedzić moją księżniczkę, po drodze zabierając jeszcze gitarę.
Kiedy wszedłem do jej pokoju, stanąłem jak wryty ze zdziwienia. Przy jej łóżku siedział Stefano, jej rzekomy chłopak, który przez te dwa tygodnie ani razu się nie pojawił. Zdziwiłem się tym bardziej, że rozmawiał z mamą Ludmiły jak by byli najlepszymi przyjaciółmi. Na stoliku przy łóżku zobaczyłem bukiet różnorodnych kwiatów i wiedziałem, że to od niego. Za kogo on się uważa? Myśli, że przyjdzie do niej raz i będzie wszystko okej, mimo że miał ją gdzieś przez całe dwa tygodnie?
- Cześć - wypowiedział powitanie, wyciągając do mnie rękę. W odpowiedzi tylko skrzyżowałem ręce na piersi i spojrzałem na niego gniewnie.
- Co tutaj robisz? - zapytałem.
- Jak to co? Przyszedłem odwiedzić Ludmiłę, w końcu dzisiaj są jej urodziny. A ty co? - odpowiedział pytaniem na pytanie z uśmieszkiem, który sprawił, że miałem ochotę walnąć go w twarz.
- Przyszedłem... - zacząłem, ale przerwano mi.
- Tak, to miłe z twojej strony, że przyniosłeś kwiaty mojej dziewczynie - odrzekł Stefano. - Ale teraz nie będziesz już potrzebny. My z nią zostaniemy - dodał, patrząc na Priscillę. Chciałem mu odpowiedzieć, że przecież nie będzie mi rozkazywać, i że to ja troszczę się o nią właściwie, ale przerwał mi dzwonek telefonu. Stefano odebrał, chwilę porozmawiał, a potem rozłączył się.
- Niestety, wypadła mi nagła sprawa - powiedział pośpiesznie, wstając. - Muszę iść, mój tata ma kłopoty. Zostaniecie z nią? - zapytał, patrząc na mnie niepewnie.
- Oczywiście - odpowiedziałem natychmiast. - Ja, w przeciwieństwie do ciebie, nigdy jej nie opuszczę.
Stefano odchrząknął i wyszedł z pomieszczenia, a ja odstawiłem swoją gitarę w kąt i usiadłem na jego miejscu. Złapałem Ludmiłę za rękę i zacząłem jej cicho śpiewać jej ulubioną piosenkę.
Ludmiła
Powoli otworzyłam zaspane oczy i głośno ziewnęłam. Prawie natychmiast poczułam ból z przodu głowy i dopiero po kilku sekundach zaczęłam kontaktować. Zobaczyłam, że jestem w szpitalu, w jakiejś małej sali, leżę na łóżku podłączona do kroplówki, a na moim czole jest ogromny opatrunek. Co tu się dzieje, do diabła?! Spojrzałam w bok i zauważyłam na stoliku obok łóżka, dwa bukiety kwiatów: jeden, większy, z wieloma kwiatami, a drugi z moimi ulubionymi różami herbacianymi. Uśmiechnęłam się lekko właśnie w momencie, w którym drzwi się otworzyły, a do sali wszedł... mój ukochany Federico. Kiedy mnie zobaczył, jego oczy błysnęły, a na twarzy pojawił się szczery uśmiech,
- Ludmiła! - wykrzyknął, a ja uniosłam brwi, zdziwiona jego radością. - Obudziłaś się, kochanie!
- Obudziłam się? - zapytałam zdziwiona, kiedy chłopak usiadł na krześle i złapał moją dłoń. Natychmiast przeszył mnie dreszcz spowodowany jego dotykiem.
- Tak, kochanie. Nic nie pamiętasz?
- Yh, nie bardzo - odparłam zgodnie z prawdą. Jedyne co pamiętam to jazda taksówką z pijanym kierowcą, a potem wielka ciemność.
- Czy ja... długo spałam? Co mi się stało w głowę? Czemu jestem w szpitalu? Skąd te kwiaty? - zaczęłam zasypywać chłopaka pytaniami, na co on uśmiechnął się delikatnie.
- Spokojnie, teraz nie możesz się przemęczać. Wszystko będzie dobrze, tylko się nie denerwuj. Połóż się, a ja zawołam tu twoją mamę i lekarza, okej?
Więc zrobiłam, co powiedział, a kiedy przyszła moja mama, bardzo się ucieszyłam. Usiadła na jego miejscu, a ja wyciągnęłam do niej rękę, po czym zobaczyłam łzy w jej oczach.
- Mamo, co ci się stało? - zapytałam przerażona. Czy ja mam jakąś chorobę, o której nie wiem? Co się ze mną w ogóle dzieje?
- Nic, córeczko, moja gwiazdeczko. Po prostu cieszę się, że się obudziłaś - odpowiedziała wzruszona, całując moją dłoń. Chciałam coś powiedzieć, ale wtedy drzwi ponownie się otworzyły, a do sali wparowało dwóch lekarzy, jeden wielki i gruby, a drugi - cienki i wysoki. Za nimi wbiegło kilka pielęgniarek, które od razu do mnie podbiegły i zaczęły wykonywać jakieś badania, zmieniały kroplówkę, zapisywały coś w karcie. Na końcu wszedł Federico, który opierał się o drzwi i esemesował z kimś, tak myślę.
- Dobry wieczór. Miło, że się pani obudziła - powitał mnie gruby lekarz z przyjaznym uśmiechem. - Czy pani pamięta, co się stało i dlaczego pani tu trafiła?
- Nie - odpowiedziałam szczerze. - Pamiętam tylko jazdę taksówką - dodałam, pragnąc, aby mi ktoś to wszystko wyjaśnił.
- Cóż, w takim razie powiem pani, że ta taksówka zderzyła się z ciężarówką, przez co kierowca zginął na miejscu, a pani cudem udało się przeżyć tylko z wstrząśnieniem mózgu. Niestety, konieczna była mała operacja, aby upewnić się, że nie będzie żadnych powikłań, Po tej operacji zapadła pani w śpiączkę, która trwała aż dwa tygodnie. Już chcieliśmy panią wybudzać, ale pani na szczęście sama się obudziła, i to w dniu swoich dwudziestych urodzin - dodał i mrugnął do mnie. Co takiego? A więc ja mam dziś urodziny?! Spojrzałam ze zdezorientowaniem na mamę, a potem na Federico, który tylko się uśmiechał. Potem lekarze wygonili ich z sali i przeprowadzili badania, zapisując coś w karcie i podając mi leki przeciwbólowe.
Minęło trochę czasu, zanim Federico i mama ponownie wślizgnęli się do sali, siadając koło mnie i opowiadając mi wszystko. Byłam jednocześnie zszokowana, szczęśliwa i przestraszona tym, co będzie ze mną dalej.
- Na razie musisz dużo odpoczywać, kochanie - zapewniła mnie mama, po czym wstała i stwierdziła, że przyniesie mi jakiś jogurt do zjedzenia. Spojrzałam na kwiaty na stoliku i sięgnęłam po róże, zatapiając w nich nos i uśmiechając się na ich przepiękny zapach.
- Są ode mnie - wtrącił Federico, patrząc na mnie. - Wszystkiego najlepszego z okazji dwudziestych urodzin, księżniczko.
- Dziękuję.... kochanie - odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem, a on w jednej chwili spiął się, jakby przestraszył się moich słów.
- Coś nie tak? - zapytałam, a on pokręcił głową, podając mi kolejny bukiet kwiatów z karteczką z napisem szczęśliwych 20 urodzin i szybkiego powrotu do zdrowia, Twój Stefano. Spojrzałam zdezorientowana na Federico.
- Kim jest Stefano? - wydukałam. - I dlaczego nazywa się moim? Przecież to ty jesteś moim chłopakiem, prawda?
Federico popatrzył na mnie zszokowany, po czym otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła moja ukochana przyjaciółka i siostra Violetta z Leonem.
- Oh, Ludmiła! Jak dobrze cię widzieć! - wykrzyknęła przyjaciółka i podbiegła do mnie, delikatnie mnie przytulając. Potem to samo zrobił Leon, a następnie dostawił krzesło dla swojej dziewczyny i stanął za nią.
- Tak się o ciebie martwiliśmy! - kontynuowała Violetta. - Bałam się, ze się nie obudzisz...
- Wszystkiego najlepszego - wtrącił Leon, mrugając do mnie i wręczając mi kolejny bukiet róż, tym razem różowych, oraz małe pudełko czekoladek. Oczywiście natychmiast otworzyłam je i podzieliłam się z przyjaciółmi, po czym sama zjadłam resztę opakowania. Po chwili wróciła moja mama z jogurtem i bułką dla mnie, które także zjadłam z apetytem.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy w naprawdę miłej atmosferze, a potem mama powiedziała, że musi iść do domu, aby odespać, ponieważ ostatniej nocy czuwała przy moim łóżku. Wzruszyło mnie to, bo kim ja jestem, żeby zasługiwać na tyle miłości? W pewnej chwili Violetta ujęła moją dłoń, a ja zobaczyłam na jej palcu przepiękny pierścionek z diamentem. Otworzyłam szerzej oczy w zaskoczeniu.
- Czy to jest... - zaczęłam.
- Tak - przerwała mi, uśmiechając się od ucha do ucha i spoglądając w stronę Leona. - Leon i ja zaręczyliśmy się. Oświadczył mi się w dniu moich urodzin, tamtego dnia na plaży, pamiętasz?
Próbowałam sobie przypomnieć, i coś mi rzeczywiście przebiegło przez myśli, więc przytaknęłam, nie pamiętając żadnych szczegółów imprezy.
- W takim razie serdecznie wam gratuluję - powiedziałam i ścisnęłam mocniej rękę przyjaciółki. Spojrzałam w kierunku Federico, który obserwował mnie uważnie, od czasu do czasu się uśmiechając.
- Więc, co słychać? - zapytałam. Przyjaciele opowiedzieli mi nowinki ze świata, jak na przykład to, że Angie jest już w siódmym miesiącu ciąży i że w grudniu ma urodzić synka. Nati, moja najlepsza przyjaciółka wypuściła własną linię ubrań, a chłopaki odnowili zespół i pracują nad płytą, co jakiś czas dając koncerty.
- Federico także wydał własną płytę - wtrąciła Violetta, a ja spojrzałam na niego z podziwem.
- Natomiast, twoje przedstawienie odniosło wielki sukces na całym kontynencie i teraz nie uwierzysz, producenci chcą...
- Jakie przedstawienie? - przerwałam ze zdziwieniem, które następnie odmalowało się na twarzach przyjaciół.
- Jak to? Nic nie pamiętasz? - zapytał zszokowany Leon.
- Nie bardzo. Nie wiem też, co za Stefano przysłał mi bukiet. To jakiś fan, czy co? Znałam go już wcześniej?
- Oh nie - westchnęła Violetta, łapiąc się za głowę.
- Ludmiła, powiedz mi, co dokładnie pamiętasz przed jazdą w taksówce? - poprosił Federico. Zmarszczyłam brwi, starając sobie przypomnieć szczegóły.
- Pamiętam, że wracaliśmy samolotem skądś... chyba... z trasy? Tak, tak mi się wydaje, że byliśmy w trasie po Ameryce, dawaliśmy koncerty, a kiedy wracałam z lotniska w Buenos Aires, zdarzył się ten wypadek i...
- O mój Boże - wykrzyknęła przerażona Violetta. - Ona nie pamięta pół roku ze swojego życia!
Zanim zdążyłam się zorientować, o co chodzi, do pokoju wparowała kolejna osoba, tym razem nieznajoma mi twarz, chociaż coś mi świta gdzieś w głowie. Widziałam go może gdzieś na zdjęciu? Nagle chłopak podbiegł do mnie i złapał moją rękę, całując ją z uśmiechem. Spojrzałam ze zdziwieniem na Federico. Dlaczego jakiś obcy facet mnie całuje, a on nic z tym nie robi?
- Ludmiła, tak się cieszę, że się obudziłaś - wyszeptał tamten chłopak. - Wszystkiego najlepszego, skarbie.
- Skarbie??? - zdziwiłam się i zamrugałam kilka razy. Chłopak także się zdziwił i poluźnił uścisk mojej dłoni, patrząc z dezorientacją na moich przyjaciół.
- Ludmiła - powiedziała cicho Violetta.
- To jest właśnie Stefano, twój chłopak.
Ludmiła
Powoli otworzyłam zaspane oczy i głośno ziewnęłam. Prawie natychmiast poczułam ból z przodu głowy i dopiero po kilku sekundach zaczęłam kontaktować. Zobaczyłam, że jestem w szpitalu, w jakiejś małej sali, leżę na łóżku podłączona do kroplówki, a na moim czole jest ogromny opatrunek. Co tu się dzieje, do diabła?! Spojrzałam w bok i zauważyłam na stoliku obok łóżka, dwa bukiety kwiatów: jeden, większy, z wieloma kwiatami, a drugi z moimi ulubionymi różami herbacianymi. Uśmiechnęłam się lekko właśnie w momencie, w którym drzwi się otworzyły, a do sali wszedł... mój ukochany Federico. Kiedy mnie zobaczył, jego oczy błysnęły, a na twarzy pojawił się szczery uśmiech,
- Ludmiła! - wykrzyknął, a ja uniosłam brwi, zdziwiona jego radością. - Obudziłaś się, kochanie!
- Obudziłam się? - zapytałam zdziwiona, kiedy chłopak usiadł na krześle i złapał moją dłoń. Natychmiast przeszył mnie dreszcz spowodowany jego dotykiem.
- Tak, kochanie. Nic nie pamiętasz?
- Yh, nie bardzo - odparłam zgodnie z prawdą. Jedyne co pamiętam to jazda taksówką z pijanym kierowcą, a potem wielka ciemność.
- Czy ja... długo spałam? Co mi się stało w głowę? Czemu jestem w szpitalu? Skąd te kwiaty? - zaczęłam zasypywać chłopaka pytaniami, na co on uśmiechnął się delikatnie.
- Spokojnie, teraz nie możesz się przemęczać. Wszystko będzie dobrze, tylko się nie denerwuj. Połóż się, a ja zawołam tu twoją mamę i lekarza, okej?
Więc zrobiłam, co powiedział, a kiedy przyszła moja mama, bardzo się ucieszyłam. Usiadła na jego miejscu, a ja wyciągnęłam do niej rękę, po czym zobaczyłam łzy w jej oczach.
- Mamo, co ci się stało? - zapytałam przerażona. Czy ja mam jakąś chorobę, o której nie wiem? Co się ze mną w ogóle dzieje?
- Nic, córeczko, moja gwiazdeczko. Po prostu cieszę się, że się obudziłaś - odpowiedziała wzruszona, całując moją dłoń. Chciałam coś powiedzieć, ale wtedy drzwi ponownie się otworzyły, a do sali wparowało dwóch lekarzy, jeden wielki i gruby, a drugi - cienki i wysoki. Za nimi wbiegło kilka pielęgniarek, które od razu do mnie podbiegły i zaczęły wykonywać jakieś badania, zmieniały kroplówkę, zapisywały coś w karcie. Na końcu wszedł Federico, który opierał się o drzwi i esemesował z kimś, tak myślę.
- Dobry wieczór. Miło, że się pani obudziła - powitał mnie gruby lekarz z przyjaznym uśmiechem. - Czy pani pamięta, co się stało i dlaczego pani tu trafiła?
- Nie - odpowiedziałam szczerze. - Pamiętam tylko jazdę taksówką - dodałam, pragnąc, aby mi ktoś to wszystko wyjaśnił.
- Cóż, w takim razie powiem pani, że ta taksówka zderzyła się z ciężarówką, przez co kierowca zginął na miejscu, a pani cudem udało się przeżyć tylko z wstrząśnieniem mózgu. Niestety, konieczna była mała operacja, aby upewnić się, że nie będzie żadnych powikłań, Po tej operacji zapadła pani w śpiączkę, która trwała aż dwa tygodnie. Już chcieliśmy panią wybudzać, ale pani na szczęście sama się obudziła, i to w dniu swoich dwudziestych urodzin - dodał i mrugnął do mnie. Co takiego? A więc ja mam dziś urodziny?! Spojrzałam ze zdezorientowaniem na mamę, a potem na Federico, który tylko się uśmiechał. Potem lekarze wygonili ich z sali i przeprowadzili badania, zapisując coś w karcie i podając mi leki przeciwbólowe.
Minęło trochę czasu, zanim Federico i mama ponownie wślizgnęli się do sali, siadając koło mnie i opowiadając mi wszystko. Byłam jednocześnie zszokowana, szczęśliwa i przestraszona tym, co będzie ze mną dalej.
- Na razie musisz dużo odpoczywać, kochanie - zapewniła mnie mama, po czym wstała i stwierdziła, że przyniesie mi jakiś jogurt do zjedzenia. Spojrzałam na kwiaty na stoliku i sięgnęłam po róże, zatapiając w nich nos i uśmiechając się na ich przepiękny zapach.
- Są ode mnie - wtrącił Federico, patrząc na mnie. - Wszystkiego najlepszego z okazji dwudziestych urodzin, księżniczko.
- Dziękuję.... kochanie - odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem, a on w jednej chwili spiął się, jakby przestraszył się moich słów.
- Coś nie tak? - zapytałam, a on pokręcił głową, podając mi kolejny bukiet kwiatów z karteczką z napisem szczęśliwych 20 urodzin i szybkiego powrotu do zdrowia, Twój Stefano. Spojrzałam zdezorientowana na Federico.
- Kim jest Stefano? - wydukałam. - I dlaczego nazywa się moim? Przecież to ty jesteś moim chłopakiem, prawda?
Federico popatrzył na mnie zszokowany, po czym otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w tym momencie drzwi się otworzyły i do pomieszczenia weszła moja ukochana przyjaciółka i siostra Violetta z Leonem.
- Oh, Ludmiła! Jak dobrze cię widzieć! - wykrzyknęła przyjaciółka i podbiegła do mnie, delikatnie mnie przytulając. Potem to samo zrobił Leon, a następnie dostawił krzesło dla swojej dziewczyny i stanął za nią.
- Tak się o ciebie martwiliśmy! - kontynuowała Violetta. - Bałam się, ze się nie obudzisz...
- Wszystkiego najlepszego - wtrącił Leon, mrugając do mnie i wręczając mi kolejny bukiet róż, tym razem różowych, oraz małe pudełko czekoladek. Oczywiście natychmiast otworzyłam je i podzieliłam się z przyjaciółmi, po czym sama zjadłam resztę opakowania. Po chwili wróciła moja mama z jogurtem i bułką dla mnie, które także zjadłam z apetytem.
Siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy w naprawdę miłej atmosferze, a potem mama powiedziała, że musi iść do domu, aby odespać, ponieważ ostatniej nocy czuwała przy moim łóżku. Wzruszyło mnie to, bo kim ja jestem, żeby zasługiwać na tyle miłości? W pewnej chwili Violetta ujęła moją dłoń, a ja zobaczyłam na jej palcu przepiękny pierścionek z diamentem. Otworzyłam szerzej oczy w zaskoczeniu.
- Czy to jest... - zaczęłam.
- Tak - przerwała mi, uśmiechając się od ucha do ucha i spoglądając w stronę Leona. - Leon i ja zaręczyliśmy się. Oświadczył mi się w dniu moich urodzin, tamtego dnia na plaży, pamiętasz?
Próbowałam sobie przypomnieć, i coś mi rzeczywiście przebiegło przez myśli, więc przytaknęłam, nie pamiętając żadnych szczegółów imprezy.
- W takim razie serdecznie wam gratuluję - powiedziałam i ścisnęłam mocniej rękę przyjaciółki. Spojrzałam w kierunku Federico, który obserwował mnie uważnie, od czasu do czasu się uśmiechając.
- Więc, co słychać? - zapytałam. Przyjaciele opowiedzieli mi nowinki ze świata, jak na przykład to, że Angie jest już w siódmym miesiącu ciąży i że w grudniu ma urodzić synka. Nati, moja najlepsza przyjaciółka wypuściła własną linię ubrań, a chłopaki odnowili zespół i pracują nad płytą, co jakiś czas dając koncerty.
- Federico także wydał własną płytę - wtrąciła Violetta, a ja spojrzałam na niego z podziwem.
- Natomiast, twoje przedstawienie odniosło wielki sukces na całym kontynencie i teraz nie uwierzysz, producenci chcą...
- Jakie przedstawienie? - przerwałam ze zdziwieniem, które następnie odmalowało się na twarzach przyjaciół.
- Jak to? Nic nie pamiętasz? - zapytał zszokowany Leon.
- Nie bardzo. Nie wiem też, co za Stefano przysłał mi bukiet. To jakiś fan, czy co? Znałam go już wcześniej?
- Oh nie - westchnęła Violetta, łapiąc się za głowę.
- Ludmiła, powiedz mi, co dokładnie pamiętasz przed jazdą w taksówce? - poprosił Federico. Zmarszczyłam brwi, starając sobie przypomnieć szczegóły.
- Pamiętam, że wracaliśmy samolotem skądś... chyba... z trasy? Tak, tak mi się wydaje, że byliśmy w trasie po Ameryce, dawaliśmy koncerty, a kiedy wracałam z lotniska w Buenos Aires, zdarzył się ten wypadek i...
- O mój Boże - wykrzyknęła przerażona Violetta. - Ona nie pamięta pół roku ze swojego życia!
Zanim zdążyłam się zorientować, o co chodzi, do pokoju wparowała kolejna osoba, tym razem nieznajoma mi twarz, chociaż coś mi świta gdzieś w głowie. Widziałam go może gdzieś na zdjęciu? Nagle chłopak podbiegł do mnie i złapał moją rękę, całując ją z uśmiechem. Spojrzałam ze zdziwieniem na Federico. Dlaczego jakiś obcy facet mnie całuje, a on nic z tym nie robi?
- Ludmiła, tak się cieszę, że się obudziłaś - wyszeptał tamten chłopak. - Wszystkiego najlepszego, skarbie.
- Skarbie??? - zdziwiłam się i zamrugałam kilka razy. Chłopak także się zdziwił i poluźnił uścisk mojej dłoni, patrząc z dezorientacją na moich przyjaciół.
- Ludmiła - powiedziała cicho Violetta.
- To jest właśnie Stefano, twój chłopak.
Ciąg dalszy nastąpi.
Komentarze
Prześlij komentarz