Dziś jest wyjątkowo paskudny dzień. Od rana pada deszcz i jest pochmurnie i zimno. Nie da się nawet okna otworzyć. Dlatego postanowiliśmy zrobić sobie wolne i posiedzieć w domu. Wstałam późno, ziewnęłam i przekręciłam się na drugi bok. Otworzyłam oczy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że mojego ukochanego przy mnie nie było. Założyłam szlafrok i obeszłam całe mieszkanie, ale nie było go nigdzie. Co się stało? Czemu tak nagle wyszedł? Trochę mnie to zaniepokoiło, ale postanowiłam się nie zamartwiać i zrobiłam sobie śniadanie. Było już południe, a Federico nadal nie wracał. Zaczęłam się poważnie denerwować. Nagle usłyszałam trzask drzwi i głosy z korytarza. Pobiegłam sprawdzić, kto przyszedł i bardzo się zdziwiłam.
- Witaj, Ludmiła! - wykrzyknęła mama mojego chłopaka na mój widok. Ona, jej mąż i ich synowie stali przemoczeni na korytarzu i zdejmowali płaszcze.
- Dzień dobry - powiedziałam zaskoczona. - Nie spodziewałam się waszej wizyty...
- Ah, Federico nic ci nie wspomniał? - zdziwiła się pani Adriana. Spojrzałam wymownie na mojego chłopaka, i postanowiłam potem nakrzyczeć na niego za to, że nic mi nie powiedział.
- Zapraszam - powiedziałam z uśmiechem. - Chodźcie do salonu. Pewnie macie ochotę na herbatę?
- Tak, prosimy.
Poszłam do kuchni i zrobiłam herbatę dla wszystkich. Wzięłam jeszcze jakieś ciasteczka, które akurat miałam w szafce i zaniosłam wszystko do salonu.
- Byliśmy ciekawi, jak się urządziliście w tym wielkim mieszkaniu - oznajmił pan Luciano. - Dlatego postanowiliśmy przyjechać i przy okazji trochę pozwiedzać. Ale widzę, że dzisiaj nic z tego.
- Na pewno jeszcze będzie okazja pozwiedzać - pocieszył ich Federico.
- Co u twojej mamy, kochanie? - zwróciła się do mnie Adriana. - Chciałabym ją poznać.
Jej wyznanie lekko mnie zdziwiło, ale i ucieszyło. Tylko żeby moja mam nie powiedziała czegoś głupiego przy rodzicach mojego chłopaka.
- Dobrze. Mój tata jest teraz na podróży poślubnej, ale mama jest w Buenos Aires i chętnie się z nami spotka. Kiedyś mi wspominała o tym, że chciałaby także państwa poznać.
- Może w takim razie przyjedzie dzisiaj? - zapytała Adriana. - Akurat taki deszczowy dzień, pewnie nie ma nic do roboty. Federico, słońce, pojedziesz po nią?
Federico spojrzał na mnie, a ja skinęłam głową. Dałam mu przy okazji listę zakupów, bo przecież będę musiała ugotować dla nich jakiś obiad. No i masz babo placek, ja nie jestem tak dobra w gotowaniu jak pani Gagliano. A co jeśli ugotuję coś, co jej nie zasmakuje i uzna, że nie jestem dobra dla jej syna? Zaczęłam się stresować, ale nie dałam tego po sobie poznać. Podczas nieobecności Federico oprowadziłam jego rodziców po apartamencie, a gdy wrócił z moją mamą, pozostawiłam ich w salonie i rozpoczęłam przygotowania do obiadu.
Postanowiłam zrobić niezawodne danie, czyli to, czego nauczyła mnie Marta, kiedy mieszkałyśmy same: zupa krem z grzankami a na drugie danie kotleciki mielone zawijane z serkiem topionym i warzywami. Będzie dużo pracy, ale to moja okazja żeby zachwycić rodzinę mojego chłopaka. No i przy okazji moją mamę, żeby nie grymasiła jak zwykle, tylko doceniła moje starania. Federico co jakiś czas przychodził mi pomagać, rozkładać talerze, nalewać napoje, ale wyganiałam go, żeby zabawiał gości. Wkrótce wszystko było skończone i podałam obiad do stołu. Nie mogłam nic jeść dopóki pozostali goście nie spróbowali jedzenia.
- Przepyszne! - wykrzyknęła Adriana, a kamień spadł mi z serca.
- Wyborne! Dawno nie jadłem czegoś takiego - pochwalił pan Luciano. Mama także pokiwała głową zadowolona i uśmiechnęła się. Federico i Luigi pałaszowali ze smakiem, a ja szczęśliwa mogłam zabrać się za pierwszy kęs.
- Koniecznie muszę wziąć od ciebie przepis - stwierdziła Adriana po obiedzie. - Jesteś dobrą kucharką i gospodynią. Idealna dla mojego roztrzepanego syna.
Zarumieniłam się i spojrzałam rozbawiona na Federico, który tylko prychnął i poszedł do kuchni po kupny sernik z galaretką i kawę.
- Ależ nas ugościłaś, kochanie - zaśmiał się pan Luciano, klepiąc się po brzuchu. - Jedyne o czym marzę teraz to drzemka. Zwłaszcza, że nie mogłem zasnąć na tych niewygodnych siedzeniach w samolocie.
- Chodźmy, pokażę wam pokoje - zaprosiłam i poprowadziłam gości na górę. Rodzice Federico ulokowali się w jednej z sypialni, a Luigi w osobnym pokoju. Jednak jemu nie chciało się wcale spać, podobnie jak mamie mojego chłopaka. Tak więc skończyło się na tym, że wszyscy przegadaliśmy w naszym salonie dobre dwie godziny, a kiedy pan Luciano się obudził, postanowiliśmy pojechać razem do kina na jakąś komedię rodzinną. Szczerze mówiąc, uwielbiam rodziców Federico ale nie spodziewałam się, że można tak fajnie spędzić z nimi czas.
Rodzina Federico została u nas prawie dwa tygodnie. Rano ja i Fede wychodziliśmy do studia nagraniowego i pracowaliśmy nad płytą, a popołudnia i wieczory spędzaliśmy razem na zwiedzaniu, spacerowaniu i odwiedzaniu znajomych. Zżyłam się jeszcze bardziej z rodziną Gagliano, byli tacy kochający i radośni, prawdziwi Włosi. Czas mijał i wielkimi krokami zbliżał się ślub Francesci i Diego - mojego małego przyjaciela z dzieciństwa. Czasem siadałam wieczorami w wannie i rozmyślałam, jak szybko ten czas mija. Dopiero co bawiliśmy się, a raczej przepychaliśmy się na placu zabaw, knuliśmy intrygi przeciwko Violetcie i Leonowi, a teraz? Oboje znaleźliśmy szczęście. On - jest świetnym tancerzem i pracuje u boku swojej narzeczonej piosenkarki. Ja - nagrywam płytę z moim ukochanym chłopakiem. Zaczęłam się zastanawiać i doszłam do wniosku, że teraz wszyscy z naszej paczki są już zaręczeni - Camila i Broadwey zaręczyli się na weselu Naxi - tylko ja i Federico nie. Ale nie śpieszy mi się. Muszę jeszcze dorosnąć, uspokoić swój dawny charakter Supernowej, żebym mogła zostać mężatką.
Nasza płyta była już prawie gotowa, zostało nam dosłownie kilka kawałków do nagrania. Dziś ja nagrywam swoją solówkę. Wstałam tak jak zawsze wcześnie rano, wyszykowałam się do wyjścia i zjadłam śniadanie. Pojechałam do studia w wyśmienitym humorze z powodu naprawdę pięknej pogody. Weszłam do studia i przywitałam się z moją ekipą.
- To co dziś nagrywamy? - zapytała Eline, kobieta, która dbała o mój głos i pilnowała, żebym zaśpiewała odpowiednio wszystkie dźwięki.
- Ostanie solo - pokazałam palcem na tekst piosenki. - "Supernova".
Tak, tak, to moja ulubiona piosenka. Jest bardzo energiczna i opisuje stuprocentową Supernovą, którą będę zawsze i wszędzie, chociaż w najmniejszej cząstce.
Ustawiłam się za mikrofonem i przećwiczyłam piosenkę najpierw a capella, a potem z podkładem. Kiedy byłam gotowa, zaczęliśmy nagrywać. Federico wciąż siedział za szybą i uśmiechał się do mnie. Doradzał mi, gdzie powinnam obniżyć, a gdzie podwyższyć głos. Z jego pomocą piosenka wyszła idealnie. Po dwóch godzinach wszystko było skończone i mogłam odpocząć. Federico zabrał się za swoje solo, a ja poszłam do bufetu, żeby wypić herbatkę z imbirem, dobrą na struny głosowe.
Wróciliśmy do domu wieczorem, zmęczeni, ale szczęśliwi. Został nam ostatni duet do nagrania i wtedy płyta będzie gotowa. Moja mama - która została naszą menadżerką - załatwiła nam już dwa wywiady i nawet sesję zdjęciową do kilku magazynów. Najpierw jednak czeka nas jeszcze sesja do naszej płyty, i najważniejsza kwestia, czyli wybór tytułu.
- Skarbie, myślałaś już nad tytułem płyty? - zapytał Federico, jakby czytając mi w myślach.
- Tak, ale nic fajnego nie przychodzi mi do głowy. A ty?
- Mam pewien pomysł. Ale nie wiem, czy ci się spodoba.
- Jaki?
- Może nazwiemy ją połączeniem naszych imion.
- Czyli? Co dokładnie masz na myśli?
- Nazwijmy ją "Fedemiła".
Pomyślałam nad tym chwilę i stwierdziłam, że to naprawdę dobry pomysł. Po prostu połączenie naszych imion. Żadne słowo nie opisze nas lepiej.
- Jesteś genialny - przyznałam i pocałowałam go w policzek.
- Wiem - przyznał chętnie i objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy na kanapie i odpoczywaliśmy spokojnie. Ten dzień był intensywny, a jutro czeka nas kolejna piosenka. Siedziałam oparta o jego bark i prawie zasypiałam, kiedy obudził mnie telefon.
- Halo? - odebrałam.
- Ludmiła! Musisz mi pomóc! - krzyczał Leon.
- Leon? Co ty wyprawiasz o tej godzinie? Co się stało? - zaniepokoiłam się.
- Violetta źle się czuje - odparł wystraszony. - Od kilku godzin wymiotuje i jest bardzo słaba.
- Co jej jest? Zatruła się czymś? - dopytałam.
- Nie wiem, nie wiem co mam robić. Wzywać karetkę? Jechać do szpitala?
- Jak najszybciej! Na co jeszcze czekasz? Aż ci zemdleje?!
- Dobra, dobra, już dzwonię. Przyjedziesz do niej?
- Tak, jasne. Już się szykuję. Zaraz będziemy z Federico w szpitalu.
- Dzięki.
- Co się stało? - Federico patrzył zaciekawiony.
- Violetta zachorowała. Leon nie wie co jej jest. Cały dzień źle się czuje więc kazałam mu jechać do szpitala. Musimy tam jechać, skarbie.
- Jasne - poderwał się z miejsca i poszliśmy do samochodu. Wkrótce dojechaliśmy do szpitala i poszliśmy do sali obserwacji na pierwszym piętrze. Weszliśmy do pokoju, w którym leżała Violetta.
- Co jej jest? - zapytałam Leona. Violetta leżała słaba na łóżku. Była bardzo blada i wyglądała na nieprzytomną.
- Lekarze wykonali kilka badań i teraz czekamy na wyniki - odparł Leon. - Kiedy przestała wymiotować, podłączyli jej kroplówkę na wzmocnienie. Zaraz potem zasnęła.
- Nie martw się, bracie - Federico objął go ramieniem. - Na pewno nic jej nie jest. To pewnie tylko zwykłe zatrucie.
- Mam nadzieję - odparł Leon zdenerwowany. Usiadłam obok przyjaciółki i nie chcąc jej obudzić, tylko pogłaskałam ją po ręce. Czekaliśmy tak dobrą godzinę, zanim nie przyszedł lekarz.
- Mam dla państwa dobrą wiadomość - uśmiechnął się, a potem spojrzał na chłopaków. - Który z panów jest...
- Narzeczonym? Ja - odparł szybko Leon.
- Świetnie. Gratuluję. Wobec tego wkrótce zostanie pan szczęśliwym tatą - oznajmił z szerokim uśmiechem i poklepał Leona po ramieniu. Wszystkim nam opadły szczęki ze zdziwienia.
- Co takiego? - zapytałam. - Violetta jest w ciąży?
- Tak - odparł lekarz. - Z badań wynika, że to już dziesiąty tydzień. Rozumie, że nie wiedzieliście.
- N..nie.. - wyjąkał Leon. - To znaczy, Viola wcześniej nie miała żadnych oznak... nic mi nie powiedziała...
- Ja też nic nie wiedziałam - powiedziałam, kiedy spojrzeli się na mnie pytająco. - Violetta na pewno nie wiedziała, bo by mi powiedziała.
- Cóż, w takim razie nie budźmy jej - stwierdził lekarz. - Młoda mama potrzebuje odpoczynku. Niech się wyśpi, a jutro rano przekażemy jej radosną wiadomość.
- Doktorze, ile jeszcze Violetta tu zostanie? - zapytał Leon, otrząsając się ze zdziwienia.
- Trudno powiedzieć - odparł lekarz. - Jeśli wymioty jej przejdą, wyślę ją do ginekologa i będzie mogła wrócić do domu w ciągu kilku dni. A teraz przepraszam, muszę już iść.
Pożegnaliśmy lekarza i zostaliśmy sami, wciąż oszołomieni tą radosną nowiną. Violetta będzie miała dziecko!
- Niedługo zostaniesz ojcem, bracie! - krzyknął Federico, zamykając Leona w braterskim uścisku. - Gratuluję!
- Nadal nie mogę w to uwierzyć - powiedział nieco ochrypłym głosem.
- My już pójdziemy - odezwałam się. - Przemyśl sobie na spokojnie i oswój się z myślą, że za niecałe 7 miesięcy zostaniesz tatą. Jak tylko Viola się obudzi zadzwoń do mnie. I w żadnym razie nie mów jej, jeśli będzie czuła się źle. Nie chcę, żeby jej się pogorszyło.
Zostawiliśmy Leona i wróciliśmy do domu. Byłam bardzo zmęczona, więc szybko się wykąpałam i niemal od razu zasnęłam.
Dwa dni później skończyliśmy nagrywać płytę i mieliśmy jeden wolny dzień. Jutro czeka nas jeszcze sesja na okładkę. Postanowiliśmy odwiedzić Violettę w szpitalu. Federico dowiedział się od Leona, że Violetta już wie o ciąży i podobno rozpłakała się ze wzruszenia. Wysłałam radosną nowinę do wszystkich przyjaciół. Kiedy przyszliśmy do Violetty siedziała na łóżku szczęśliwa i rozmawiała z Leonem.
- Kochana! - krzyknęłam głośno. - Tak się cieszę! Będziesz miała dziecko! Gratuluję!
- Dziękuję ci, kochana - odpowiedziała, przytulając mnie. - Bardzo się cieszę. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie.
- Akurat ślub już za miesiąc, więc jak dziecko się urodzi będziecie szczęśliwym małżeństwem - dodał Federico.
- A co z twoją karierą, Violu? - zapytałam.
- Uda mi się wydać pierwszą płytę jeszcze przed ślubem - odparła. - Dam kilka koncertów w Argentynie, a kiedy ciąża będzie już zaawansowana, po prostu zrobię sobie wolne - uśmiechnęła się i delikatnie przyłożyła rękę do swojego brzucha.
- Jak myślicie, będzie chłopiec czy dziewczynka? - zapytała.
- Wszystko jedno, byleby tylko było zdrowe - szepnął Leon. Woo, jaki on się zrobił delikatny i czuły. Ciekawe, czy Federico też by się tak zmienił, gdyby miał zostać ojcem? Ale o czym ja myślę? Odepchnęłam te głupie myśli na bok i pomogłam Violetcie się spakować. Pojechaliśmy razem do ich domu, gdzie Violetta ugościła nas herbatą i ciastem. Wkrótce przyjechała rodzina Violetty oraz Camila z Broadwayem. Wszyscy świętowaliśmy ciążę mojej przyjaciółki. Chłopcy, jak to chłopcy, oczywiście musieli świętować na swój sposób, a więc Broadway przywiózł szampana (wziął także bezalkoholowego dla Violi) i tak skończyliśmy pijąc za zdrowie Violetty i jej dziecka.
Wieczorem poszłam uśpić małego Adriána. Mimo, że na ogół nie lubię dzieci, jednak darzyłam tego 6-miesięcznego maluszka sympatią. Chłopiec był wyjątkowo słodki i przeuroczy. Kochałam jego uśmieszek i śliczne oczka. Nie płakał ciągle, tak jak inne dzieci, był spokojny i dużo spał. Dlatego też nie miałam problemu z tym, aby go uśpić. Zostawiłam go w łóżku na górze, a kiedy chciałam już wyjść z pokoju, usłyszałam, jak ktoś wchodzi po schodach. Po głosach rozpoznałam Violettę i Camilę. Nie byłabym sobą, gdybym nie podsłuchała ich rozmowy.
Postanowiłam zrobić niezawodne danie, czyli to, czego nauczyła mnie Marta, kiedy mieszkałyśmy same: zupa krem z grzankami a na drugie danie kotleciki mielone zawijane z serkiem topionym i warzywami. Będzie dużo pracy, ale to moja okazja żeby zachwycić rodzinę mojego chłopaka. No i przy okazji moją mamę, żeby nie grymasiła jak zwykle, tylko doceniła moje starania. Federico co jakiś czas przychodził mi pomagać, rozkładać talerze, nalewać napoje, ale wyganiałam go, żeby zabawiał gości. Wkrótce wszystko było skończone i podałam obiad do stołu. Nie mogłam nic jeść dopóki pozostali goście nie spróbowali jedzenia.
- Przepyszne! - wykrzyknęła Adriana, a kamień spadł mi z serca.
- Wyborne! Dawno nie jadłem czegoś takiego - pochwalił pan Luciano. Mama także pokiwała głową zadowolona i uśmiechnęła się. Federico i Luigi pałaszowali ze smakiem, a ja szczęśliwa mogłam zabrać się za pierwszy kęs.
- Koniecznie muszę wziąć od ciebie przepis - stwierdziła Adriana po obiedzie. - Jesteś dobrą kucharką i gospodynią. Idealna dla mojego roztrzepanego syna.
Zarumieniłam się i spojrzałam rozbawiona na Federico, który tylko prychnął i poszedł do kuchni po kupny sernik z galaretką i kawę.
- Ależ nas ugościłaś, kochanie - zaśmiał się pan Luciano, klepiąc się po brzuchu. - Jedyne o czym marzę teraz to drzemka. Zwłaszcza, że nie mogłem zasnąć na tych niewygodnych siedzeniach w samolocie.
- Chodźmy, pokażę wam pokoje - zaprosiłam i poprowadziłam gości na górę. Rodzice Federico ulokowali się w jednej z sypialni, a Luigi w osobnym pokoju. Jednak jemu nie chciało się wcale spać, podobnie jak mamie mojego chłopaka. Tak więc skończyło się na tym, że wszyscy przegadaliśmy w naszym salonie dobre dwie godziny, a kiedy pan Luciano się obudził, postanowiliśmy pojechać razem do kina na jakąś komedię rodzinną. Szczerze mówiąc, uwielbiam rodziców Federico ale nie spodziewałam się, że można tak fajnie spędzić z nimi czas.
Rodzina Federico została u nas prawie dwa tygodnie. Rano ja i Fede wychodziliśmy do studia nagraniowego i pracowaliśmy nad płytą, a popołudnia i wieczory spędzaliśmy razem na zwiedzaniu, spacerowaniu i odwiedzaniu znajomych. Zżyłam się jeszcze bardziej z rodziną Gagliano, byli tacy kochający i radośni, prawdziwi Włosi. Czas mijał i wielkimi krokami zbliżał się ślub Francesci i Diego - mojego małego przyjaciela z dzieciństwa. Czasem siadałam wieczorami w wannie i rozmyślałam, jak szybko ten czas mija. Dopiero co bawiliśmy się, a raczej przepychaliśmy się na placu zabaw, knuliśmy intrygi przeciwko Violetcie i Leonowi, a teraz? Oboje znaleźliśmy szczęście. On - jest świetnym tancerzem i pracuje u boku swojej narzeczonej piosenkarki. Ja - nagrywam płytę z moim ukochanym chłopakiem. Zaczęłam się zastanawiać i doszłam do wniosku, że teraz wszyscy z naszej paczki są już zaręczeni - Camila i Broadwey zaręczyli się na weselu Naxi - tylko ja i Federico nie. Ale nie śpieszy mi się. Muszę jeszcze dorosnąć, uspokoić swój dawny charakter Supernowej, żebym mogła zostać mężatką.
Nasza płyta była już prawie gotowa, zostało nam dosłownie kilka kawałków do nagrania. Dziś ja nagrywam swoją solówkę. Wstałam tak jak zawsze wcześnie rano, wyszykowałam się do wyjścia i zjadłam śniadanie. Pojechałam do studia w wyśmienitym humorze z powodu naprawdę pięknej pogody. Weszłam do studia i przywitałam się z moją ekipą.
- To co dziś nagrywamy? - zapytała Eline, kobieta, która dbała o mój głos i pilnowała, żebym zaśpiewała odpowiednio wszystkie dźwięki.
- Ostanie solo - pokazałam palcem na tekst piosenki. - "Supernova".
Tak, tak, to moja ulubiona piosenka. Jest bardzo energiczna i opisuje stuprocentową Supernovą, którą będę zawsze i wszędzie, chociaż w najmniejszej cząstce.
Ustawiłam się za mikrofonem i przećwiczyłam piosenkę najpierw a capella, a potem z podkładem. Kiedy byłam gotowa, zaczęliśmy nagrywać. Federico wciąż siedział za szybą i uśmiechał się do mnie. Doradzał mi, gdzie powinnam obniżyć, a gdzie podwyższyć głos. Z jego pomocą piosenka wyszła idealnie. Po dwóch godzinach wszystko było skończone i mogłam odpocząć. Federico zabrał się za swoje solo, a ja poszłam do bufetu, żeby wypić herbatkę z imbirem, dobrą na struny głosowe.
Wróciliśmy do domu wieczorem, zmęczeni, ale szczęśliwi. Został nam ostatni duet do nagrania i wtedy płyta będzie gotowa. Moja mama - która została naszą menadżerką - załatwiła nam już dwa wywiady i nawet sesję zdjęciową do kilku magazynów. Najpierw jednak czeka nas jeszcze sesja do naszej płyty, i najważniejsza kwestia, czyli wybór tytułu.
- Skarbie, myślałaś już nad tytułem płyty? - zapytał Federico, jakby czytając mi w myślach.
- Tak, ale nic fajnego nie przychodzi mi do głowy. A ty?
- Mam pewien pomysł. Ale nie wiem, czy ci się spodoba.
- Jaki?
- Może nazwiemy ją połączeniem naszych imion.
- Czyli? Co dokładnie masz na myśli?
- Nazwijmy ją "Fedemiła".
Pomyślałam nad tym chwilę i stwierdziłam, że to naprawdę dobry pomysł. Po prostu połączenie naszych imion. Żadne słowo nie opisze nas lepiej.
- Jesteś genialny - przyznałam i pocałowałam go w policzek.
- Wiem - przyznał chętnie i objął mnie ramieniem. Siedzieliśmy na kanapie i odpoczywaliśmy spokojnie. Ten dzień był intensywny, a jutro czeka nas kolejna piosenka. Siedziałam oparta o jego bark i prawie zasypiałam, kiedy obudził mnie telefon.
- Halo? - odebrałam.
- Ludmiła! Musisz mi pomóc! - krzyczał Leon.
- Leon? Co ty wyprawiasz o tej godzinie? Co się stało? - zaniepokoiłam się.
- Violetta źle się czuje - odparł wystraszony. - Od kilku godzin wymiotuje i jest bardzo słaba.
- Co jej jest? Zatruła się czymś? - dopytałam.
- Nie wiem, nie wiem co mam robić. Wzywać karetkę? Jechać do szpitala?
- Jak najszybciej! Na co jeszcze czekasz? Aż ci zemdleje?!
- Dobra, dobra, już dzwonię. Przyjedziesz do niej?
- Tak, jasne. Już się szykuję. Zaraz będziemy z Federico w szpitalu.
- Dzięki.
- Co się stało? - Federico patrzył zaciekawiony.
- Violetta zachorowała. Leon nie wie co jej jest. Cały dzień źle się czuje więc kazałam mu jechać do szpitala. Musimy tam jechać, skarbie.
- Jasne - poderwał się z miejsca i poszliśmy do samochodu. Wkrótce dojechaliśmy do szpitala i poszliśmy do sali obserwacji na pierwszym piętrze. Weszliśmy do pokoju, w którym leżała Violetta.
- Co jej jest? - zapytałam Leona. Violetta leżała słaba na łóżku. Była bardzo blada i wyglądała na nieprzytomną.
- Lekarze wykonali kilka badań i teraz czekamy na wyniki - odparł Leon. - Kiedy przestała wymiotować, podłączyli jej kroplówkę na wzmocnienie. Zaraz potem zasnęła.
- Nie martw się, bracie - Federico objął go ramieniem. - Na pewno nic jej nie jest. To pewnie tylko zwykłe zatrucie.
- Mam nadzieję - odparł Leon zdenerwowany. Usiadłam obok przyjaciółki i nie chcąc jej obudzić, tylko pogłaskałam ją po ręce. Czekaliśmy tak dobrą godzinę, zanim nie przyszedł lekarz.
- Mam dla państwa dobrą wiadomość - uśmiechnął się, a potem spojrzał na chłopaków. - Który z panów jest...
- Narzeczonym? Ja - odparł szybko Leon.
- Świetnie. Gratuluję. Wobec tego wkrótce zostanie pan szczęśliwym tatą - oznajmił z szerokim uśmiechem i poklepał Leona po ramieniu. Wszystkim nam opadły szczęki ze zdziwienia.
- Co takiego? - zapytałam. - Violetta jest w ciąży?
- Tak - odparł lekarz. - Z badań wynika, że to już dziesiąty tydzień. Rozumie, że nie wiedzieliście.
- N..nie.. - wyjąkał Leon. - To znaczy, Viola wcześniej nie miała żadnych oznak... nic mi nie powiedziała...
- Ja też nic nie wiedziałam - powiedziałam, kiedy spojrzeli się na mnie pytająco. - Violetta na pewno nie wiedziała, bo by mi powiedziała.
- Cóż, w takim razie nie budźmy jej - stwierdził lekarz. - Młoda mama potrzebuje odpoczynku. Niech się wyśpi, a jutro rano przekażemy jej radosną wiadomość.
- Doktorze, ile jeszcze Violetta tu zostanie? - zapytał Leon, otrząsając się ze zdziwienia.
- Trudno powiedzieć - odparł lekarz. - Jeśli wymioty jej przejdą, wyślę ją do ginekologa i będzie mogła wrócić do domu w ciągu kilku dni. A teraz przepraszam, muszę już iść.
Pożegnaliśmy lekarza i zostaliśmy sami, wciąż oszołomieni tą radosną nowiną. Violetta będzie miała dziecko!
- Niedługo zostaniesz ojcem, bracie! - krzyknął Federico, zamykając Leona w braterskim uścisku. - Gratuluję!
- Nadal nie mogę w to uwierzyć - powiedział nieco ochrypłym głosem.
- My już pójdziemy - odezwałam się. - Przemyśl sobie na spokojnie i oswój się z myślą, że za niecałe 7 miesięcy zostaniesz tatą. Jak tylko Viola się obudzi zadzwoń do mnie. I w żadnym razie nie mów jej, jeśli będzie czuła się źle. Nie chcę, żeby jej się pogorszyło.
Zostawiliśmy Leona i wróciliśmy do domu. Byłam bardzo zmęczona, więc szybko się wykąpałam i niemal od razu zasnęłam.
Dwa dni później skończyliśmy nagrywać płytę i mieliśmy jeden wolny dzień. Jutro czeka nas jeszcze sesja na okładkę. Postanowiliśmy odwiedzić Violettę w szpitalu. Federico dowiedział się od Leona, że Violetta już wie o ciąży i podobno rozpłakała się ze wzruszenia. Wysłałam radosną nowinę do wszystkich przyjaciół. Kiedy przyszliśmy do Violetty siedziała na łóżku szczęśliwa i rozmawiała z Leonem.
- Kochana! - krzyknęłam głośno. - Tak się cieszę! Będziesz miała dziecko! Gratuluję!
- Dziękuję ci, kochana - odpowiedziała, przytulając mnie. - Bardzo się cieszę. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie.
- Akurat ślub już za miesiąc, więc jak dziecko się urodzi będziecie szczęśliwym małżeństwem - dodał Federico.
- A co z twoją karierą, Violu? - zapytałam.
- Uda mi się wydać pierwszą płytę jeszcze przed ślubem - odparła. - Dam kilka koncertów w Argentynie, a kiedy ciąża będzie już zaawansowana, po prostu zrobię sobie wolne - uśmiechnęła się i delikatnie przyłożyła rękę do swojego brzucha.
- Jak myślicie, będzie chłopiec czy dziewczynka? - zapytała.
- Wszystko jedno, byleby tylko było zdrowe - szepnął Leon. Woo, jaki on się zrobił delikatny i czuły. Ciekawe, czy Federico też by się tak zmienił, gdyby miał zostać ojcem? Ale o czym ja myślę? Odepchnęłam te głupie myśli na bok i pomogłam Violetcie się spakować. Pojechaliśmy razem do ich domu, gdzie Violetta ugościła nas herbatą i ciastem. Wkrótce przyjechała rodzina Violetty oraz Camila z Broadwayem. Wszyscy świętowaliśmy ciążę mojej przyjaciółki. Chłopcy, jak to chłopcy, oczywiście musieli świętować na swój sposób, a więc Broadway przywiózł szampana (wziął także bezalkoholowego dla Violi) i tak skończyliśmy pijąc za zdrowie Violetty i jej dziecka.
Wieczorem poszłam uśpić małego Adriána. Mimo, że na ogół nie lubię dzieci, jednak darzyłam tego 6-miesięcznego maluszka sympatią. Chłopiec był wyjątkowo słodki i przeuroczy. Kochałam jego uśmieszek i śliczne oczka. Nie płakał ciągle, tak jak inne dzieci, był spokojny i dużo spał. Dlatego też nie miałam problemu z tym, aby go uśpić. Zostawiłam go w łóżku na górze, a kiedy chciałam już wyjść z pokoju, usłyszałam, jak ktoś wchodzi po schodach. Po głosach rozpoznałam Violettę i Camilę. Nie byłabym sobą, gdybym nie podsłuchała ich rozmowy.
Ciąg dalszy nastąpi.
Komentarze
Prześlij komentarz