Rozdział 34

Spojrzałam przerażona na dziewczyny.
- Jak to wypadek?! - zapiszczałam. - Co się stało?
- Proszę pani - zaczęła kobieta spokojnym głosem. - Federico miał wypadek na drodze, zderzył się z samochodem osobowym. Teraz leży na sali obserwacji i na razie nic nie wiem, bo czekamy na wyniki badań. Prosił, żebym panią powiadomiła.
- Prosił? To znaczy jest przytomny? - zapytałam nerwowo.
- Tak, wygląda na to, że nic poważnego mu się nie stało. Ale proszę przyjechać jak najszybciej.
- Rozumiem, już jadę - powiedziałam i rozłączyłam się. Popatrzyłam na zdezorientowane przyjaciółki.
- Federico miał wypadek - westchnęłam. - Chyba to nic poważnego, jest przytomny i w ogóle, ale muszę jechać do niego, rozumiecie.
Dziewczyny pokiwały głowami i chciały jechać ze mną, ale stwierdziłam, że najpierw ja pojadę i zobaczę, co z nim. One miały przyjechać później, jeśli odwiedziny będą możliwe. Szybko zadzwoniłam po taksówkę i pojechałam w kierunku szpitala. 

Dziesięć minut później wpadłam do budynku i pobiegłam do recepcji.
- Przepraszam bardzo, może mi pani powiedzieć, co się dzieje z Federico Gagliano? - zapytałam kobietę za ladą. 
- Ah, to pewnie pani jest Ludmiła? - usłyszałam znajomy głos i kobieta spojrzała na mnie ciepło.
- Tak, to ja, proszę mi powiedzieć, co z nim jest.
- Pani chłopak leży już na sali obserwacji. Pierwsze piętro, drzwi naprzeciwko schodów. Proszę iść i sprawdzić - uśmiechnęła się życzliwie, a ja szybko ruszyłam w kierunku schodów. Weszłam zdenerwowana do niewielkiej sali obserwacji, szukając wzrokiem mojego chłopaka. Wreszcie znalazłam go na łóżku pod oknem i szybko ruszyłam w jego stronę.

- Federico, skarbie! - westchnęłam, siadając koło niego i biorąc jego dłoń w swoje. Chłopak uśmiechnął się do mnie i pogłaskał mnie po policzku. 
- Cieszę się, że jesteś - powiedział cicho. Wyglądał okropnie. Na jego czole widniał wielki guz, a na skroni miał lekko już zakrwawiony opatrunek. Leżał bez koszulki, ponieważ miał powpinane do ciała różne kabelki i welflon w jednej ręce, bo drugą miał obandażowaną. Miał pełno siniaków i zaczerwienioną lewą stronę brzucha. 
- Jak się czujesz? Co ci jest? - zapytałam ze strachem. Federico uśmiechnął się delikatnie, jakby wcale się nie przejmował swoim stanem i pocałował moją rękę.
- Nic mi nie jest, tylko trochę się poobijałem - wzruszył ramionami.
- Ah, tak? I to dlatego masz pełno siniaków, bandaży i nawet podłączyli ci kroplówkę? - zapytałam sarkastycznie. Federico parsknął śmiechem.
- To nic takiego - stwierdził, na co tylko pokręciłam głową. Udaje twardziela, ale nie wygląda dobrze. 
- Pójdę poszukać lekarza, może on mi powie co się z tobą dzieje - westchnęłam i wstałam, obróciwszy się w kierunku drzwi. Zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam tam dziewczynę z krótkimi jasnymi włosami. Jej twarz wyglądała znajomo, ale nie mogłam sobie przypomnieć, skąd ją znam. Dziewczyna stała przy łóżku z kubkiem wody w ręku i zmieszaną miną.

- Cześć - rzuciła niepewnie się uśmiechając, na co uniosłam brwi w zdziwieniu. Dziewczyna podała kubek mojemu chłopakowi. - Proszę, pewnie chciało ci się pić - powiedziała i uśmiechnęła się do niego, a potem zwróciła się do mnie. 
- Hej - powiedziała ponownie, wyciągając do mnie rękę. Popatrzyłam na nią zdezorientowana, na co ona uśmiechnęła się "przyjacielsko". - Ludmiła, nie poznajesz mnie? Jestem Valentina, pamiętasz?
Dziewczyna potrząsnęła moją ręką z uśmiechem i spojrzała z powrotem na mojego chłopaka. Valentina? Coś mi świta... Ah tak! To chyba nie... To chyba nie jest jego była... Cholera, to jest jego była!
- Skarbie, coś nie tak? - zapytał Federico. Odwróciłam się do niego zaciskając usta w cienką linię. Jego rozluźniony wyraz twarzy natychmiast zniknął. 
- Federico, to twoja była dziewczyna - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Chłopak lekko uniósł brwi i odpowiedział, jakby to było zupełnie naturalne: 
- Tak. 

Spojrzałam na nich oburzona. Oboje mieli zmieszane miny, jakby nie wiedzieli, co się dzieje. 
- Federico, co ona tutaj robi? - wysyczałam przez zęby. 
- Spokojnie, ja tylko... - zaczęła, ale przerwałam jej.
- Nie pytam się ciebie - warknęłam. - Federico, jak możesz? Nie ma mnie piętnaście minut a ty postanowiłeś zadzwonić do swojej byłej dziewczyny? - zapytałam oburzona.
- Skarbie, spokojnie - odpowiedział, siadając na łóżku. - Nie dzwoniłem po nią. Valentina po prostu...
- Po prostu co? Sama przyszła, hm? - zapytałam sarkastycznie. 
- Kochanie, nie denerwuj się. Pozwól mi to wyjaśnić - powiedział spokojnie. Popatrzyłam na niego poważnie po czym westchnęłam głęboko, aby się uspokoić. Ostatnio, kiedy nie dałam mu się wytłumaczyć, skończyło się na okropnym nieporozumieniu, dlatego tym razem obiecałam sobie, że go wysłucham.
- Słucham - spojrzałam na niego obrażona. Chłopak złapał mnie za rękę i przyciągnął bliżej, abym usiadła na łóżku. Valentina stała speszona obok nas.
- To ja... lepiej już pójdę - wyjąkała, zabierając torebkę z szafki. - Trzymaj się, Fede - dodała i odeszła.

- Słońce, chyba nie myślisz, że cię zdradzam, prawda? - zapytał Federico, delikatnie gładząc kciukiem moją rękę. - Naprawdę myślisz, że zadzwoniłbym po nią i jednocześnie po ciebie? Myślisz, że chciałbym być teraz z kimkolwiek innym poza tobą?
Pokręciłam głową. Chłopak uśmiechnął się, kładąc drugą rękę na moim policzku. 
- No widzisz. Więc posłuchaj i nie martw się. Valentina była świadkiem wypadku, spotkałem ją przypadkiem, kiedy akurat szła chodnikiem obok ulicy, na której zdarzył się wypadek. Przyjechała tu zaraz za mną, żeby dotrzymać mi towarzystwa i opowiedzieć o wszystkim lekarzom. To wszystko. Wierzysz mi? - zapytał, spoglądając głęboko w moje oczy. Popatrzyłam na niego przez chwilę, a potem pokiwałam głową. Federico uśmiechnął się i pocałował mnie delikatnie.
- Cieszę się - wyszeptał. - Musisz mi ufać, zawsze. Nie wolno ci nigdy zwątpić w moją wierność.
- Wiem. Ufam ci - odparłam, kiedy ponownie złączył nasze usta. 

- Przepraszam bardzo - usłyszeliśmy głos i oderwaliśmy się od siebie. Wstałam z łóżka i stanęłam twarzą w twarz z jakimś mężczyzną.
- Dobry wieczór pani, jestem doktor Martinez - wyjaśnił, podając mi rękę. - Domyślam się, że to pani jest dziewczyną pana Federico?
- Tak, panie doktorze - powiedziałam. - Proszę mi powiedzieć, co mu jest, bo nie mogę się tego dowiedzieć od nikogo.
- Cóż, pani chłopak uległ wypadkowi samochodowemu - westchnął lekarz. - Został potrącony przez samochód osobowy, którego kierowca niestety zbiegł z miejsca wypadku. Jednak na szczęście było to tylko lekkie zderzenie. Pan Federico poobijał się, co prawda, rozciął sobie skroń i na dodatek zranił się w rękę. Na szczęście nie jest złamana, ale po prześwietleniu okazało się, że na skutek uderzenia w brzuch złamał sobie jedno żebro. Dostał kroplówkę wzmacniającą, jak pani widzi, i opatrzyliśmy mu rany. Niestety, będzie musiał zostać w szpitalu i uważać na siebie, dopóki jego żebro się nie zrośnie.

Westchnęłam zmartwiona i spojrzałam w zamyśleniu na mojego chłopaka.
- Doktorze, za niecałe dwa tygodnie mamy ślub naszych przyjaciół. Musimy na nim być, Federico ma być drużbą Leona...
- Spokojnie, do tego czasu na pewno wydobrzeje - uspokoił mnie lekarz. - Ale myślę, że przez najbliższy tydzień zostanie pod moją opieką. Żebra długo się zrastają, ale jeśli będzie o siebie dbał, będzie mógł wyjść ze szpitala. Myślę, że zostawię go w dobrych rękach - uśmiechnął się i spojrzał na mnie. 
- Oczywiście - odpowiedziałam z uśmiechem. Lekarz pożegnał nas i poszedł do innych pacjentów, tymczasem ja usiadłam obok Federico i pomogłam mu założyć koszulkę. Zostałam z nim do wieczora, dopóki nie usnął i dopiero wtedy wróciłam do domu. Powiadomiłam przyjaciół, że wszystko w porządku i szybko poszłam się wykąpać po tym jakże intensywnym dniu.

Dwa dni później do Argentyny przyjechali rodzice Federico, żeby go odwiedzić, ponieważ usłyszeli o jego wypadku i przestraszyli się. Jego brat miał szkołę i musiał zostać. Państwo Gagliano zatrzymali się oczywiście w naszym apartamencie. Codziennie razem odwiedzaliśmy Federico, dopóki po 10 dniach nie wrócił do domu. Wtedy jego mama przejęła wszystkie obowiązki i zajmowała się nim. Siedziała przy nim całymi dniami, gotowała mu jego ulubione włoskie dania i przy okazji uczyła mnie. Rodzice Federico zawsze dotrzymywali mu towarzystwa, nigdy nie zostawał sam. Przyjaciele często go odwiedzali, a kiedy czuł się już całkiem dobrze, siniaki zniknęły i pozostały tylko drobne rany, mógł pojechać do Violetty i Leona. 

- Wow, Violka, ale przytyłaś! - krzyknął, kiedy tylko ją zobaczył. Przewróciłam oczami, a Violetta zaśmiała się, ponieważ to prawda - ostatnio jej uda stały się nieco większe, biodra zaokrągliły się a brzuszek widocznie uwypuklił. Na szczęście jej suknia ślubna wszystko zakrywała. 
- Dzięki, że pytasz, u mnie wszystko dobrze - powiedziała ze śmiechem. Usiedliśmy wszyscy w salonie i rozmawialiśmy pijąc herbatę.
- A co będzie ze sprawcą wypadku? - zapytał w końcu Leon. - Nie zostanie ukarany?
- Nie wiadomo, kto to zrobił - powiedział. - Kierowca uciekł z miejsca wypadku.
- A ta cała Valentina nie widziała, kto to był? - zapytała z niedowierzaniem Camila. 
- Jeśli widziała, powinna opowiedzieć o tym policji - Francesca zabrała głos. 
- Tego nie wiem - odparłam, wzruszając ramionami.
- Powinnaś się dowiedzieć - stwierdził poważnie Diego. Wszyscy się z nim zgodzili, tylko Federico machnął na to ręką.
- Przestańcie robić szum wokół takiej małej sprawy. Przecież nic mi się nie stało - powiedział lekceważąco.
- Nic? Federico, masz złamane żebro, byłaś cały poobijany i ten człowiek wpakował cię do szpitala na 10 dni! - prychnęłam na niego. - Mów sobie co chcesz, ale ja tego tak nie zostawię - powiedziałam stanowczo, na co on tylko przewrócił oczami. Wtedy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- Kto to może być? - zapytała zaciekawiona Violetta. Wszyscy siedzieliśmy już razem, kogo brakowało? Leon poszedł otworzyć, a po chwili usłyszeliśmy radosne głosy z korytarza. Do pokoju wszedł Leon klepiąc Maxiego po plecach, a za nimi uśmiechnięta Natalia. 

- Nati! - krzyknęłam i pierwsza pobiegłam do niej, żeby ją uściskać. - Nie widziałam cię od miesięcy! Jak się masz? Jak się udała podróż? - zapytałam. Ostatnio widziałyśmy się na ślubie Francesci i Diego, a potem Nati i Maxi wyjechali do USA.
- Dobrze - odpowiedziała roześmiana Hiszpanka, przytulając każdego po kolei.
- Znowu wszyscy w komplecie - powiedział wzruszony Andres, który jakimś trafem także siedział z nami.
- Dosłownie promieniejesz radością! - krzyknęła Camila, ściskając ją a potem Maxiego. 
- Jestem szczęśliwa u boku mojego męża - powiedziała, a ja poczułam się dziwnie, nadal nie będąc przyzwyczajona do tego, że dwie z moich przyjaciółek są już zamężne.
- Siadaj i opowiadaj! - krzyknęła rozbawiona Francesca, obejmując swojego przyjaciela. - Jak było w tych Stanach. Muszę wiedzieć, czy warto jechać tam z moim mężem - powiedziała, śmiejąc się. Wszyscy usiedliśmy i tak spędziliśmy resztę wieczoru, słuchając opowieści o długiej podróży poślubnej naszych przyjaciół.

Następnego dnia był poniedziałek - do ślubu Violetty i Leona zostało 5 dni. Mogłabym leniuchować, ale zaplanowałam sobie coś na dzisiaj i muszę to zrobić jak najszybciej. Ponieważ rodzice Federico wrócili do Włoch, zawiozłam Federico do Leona, żeby się spotkał z chłopakami i nie siedział sam w domu. Okłamałam go, że umówiłam się z mamą na zakupy, bo wcześniej chciałam coś załatwić. Skręciłam w ulicę, na której nigdy nie byłam, pomimo, że znajduje się niedaleko naszego osiedla. Zaparkowałam pod jednym z bloków, a następnie sprawdziłam na Facebook'u, czy to dobry adres. Weszłam na górę i zapukałam do drzwi mieszkania numer 12. Po kilku chwilach drzwi otworzyła mi zdziwiona Valentina.


Federico

Siedziałem u Leona i słuchałem piosenek z jego płyty. Chłopaki grali w garażu, ale ja niestety nie mogłem do nich dołączyć, przez moją zranioną rękę, która mimo, że się zagoiła, nadal mnie trochę bolała. Wystukiwałem rytm piosenki palcami o udo, kiedy do garażu przyszła Violetta. Pocałowała Leona i uśmiechnęła się do nas.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Świetnie gracie - pochwaliła chłopców. - Zrobię nam wszystkim mrożonej herbatki. Federico, pomożesz mi? - poprosiła z uśmiechem.
- Jasne - odpowiedziałem, ciesząc się, że Violetta stworzyła mi okazję do porozmawiania z nią o moim tajnym planie. Przeszliśmy do kuchni i to Violetta robiła praktycznie wszystko, ja od czasu do czasu jej coś podałem i wstawiłem napoje do lodówki.
- Wesele już za 5 dni - powiedziała Violetta. - Nie mogę się doczekać. To będzie piękny dzień.
- Denerwuję się - wyrzuciłem z siebie. Dziewczyna spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
- Przed czym? - zapytała. - Federico, spokojnie. Wszystko jest już zaplanowane, każdy wie, co ma robić. Nic nie może pójść źle - uspokajała mnie, głaszcząc moje ramię.
- A jeśli jednak coś pójdzie nie tak? - zapytałem, przeczesując ręką włosy. - Violu, to będzie najważniejszy wieczór w moim życiu. I w jej życiu. Co jeśli jeden szczegół zawali i przez to wszystko się posypie? A co jeśli... jeśli ona... - westchnąłem.
- Federico - powiedziała Violetta stanowczym tonem. Spojrzałem na nią zmieszany. - Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Ludmiła będzie zachwycona. Znam ją, ty ją znasz i oboje wiemy, że to co wymyśliłeś na pewno jej się spodoba. Tylko się nie denerwuj, podejdź do tego na spokojnie - poradziła mi. Uśmiechnąłem się i po chwili uspokoiłem.
- Dzięki, Violu - przytuliłem ją. - Na ciebie zawsze mogę liczyć.

Nagle usłyszeliśmy głośny huk drzwi, który wywołał przeciąg. Do kuchni przybiegła Nati i szybko się z nami przywitała, a potem zaczęła trajkotać:
- No, nie mogłam usiedzieć w domu! Wczoraj, jak byliśmy tu wszyscy, nie mogłam się doczekać aż zostaniemy sami i mi go pokażesz! Muszę go zobaczyć teraz! Gdzie on jest?
- Ja go mam - roześmiała się Violetta.
- Schowałem go tutaj, żeby Ludmiła nie wywęszyła - dodałem żartobliwie. Violetta wyszła i po chwili wróciła z pierścionkiem w ręce.
- O mój Boże! Jaki on piękny! - wykrzyknęła Natalia. Zagryzłem wargę.
- Naprawdę tak myślisz? To znaczy... nam się podoba, Violetta pomogła mi wybrać. Ale... Ale cyz jej się spodoba?
- Jasne, że tak! - krzyknęła. - Zobacz! Jest totalnie w stylu Ludmiły. Nie zwyczajny, ekstrawagancki, piękny. Idealny!
Roześmiałem się i odetchnąłem. Dobrze, że dziewczyny mi pomogły w tej mojej niespodziance dla Ludmiły, inaczej nic by mi nie wyszło.


Ludmiła

- Więc pomożesz mi? - zapytałam, kiedy wychodziłam z mieszkania Vale. Przez tą godzinkę, którą u niej spędziłam naprawdę się zaprzyjaźniłyśmy. No, może to za wiele powiedziane, ale zostałyśmy w stosunkach koleżeńskich.
- Postaram się - odparła z lekkim uśmiechem.
- Jak nie dla mnie, to dla Federico - poprosiłam. - Prawda powinna wyjść na jaw.
- Wiem - zgodziła się ze mną. - Jutro pójdę na komisariat i wszystko opowiem - obiecała.
- Doskonale - uśmiechnęłam się. - To do zobaczenia - pożegnałam ją i odeszłam. Pojechałam do mamy i razem zrobiłyśmy w centrum zakupy, żebym miała alibi. Potem pojechałam do Violetty i zostałam tam chwilę. Plotkowałyśmy jak zwykle. Postanowiłyśmy zrobić Violetcie wieczór panieński i umówiłyśmy się na czwartek. Potem dowiedziałam się, że chłopaki organizują Leonowi wieczór kawalerski w ten sam dzień, więc dobrze się składa. Wróciliśmy z Fede do domu wieczorem i wykąpaliśmy się. Kiedy leżeliśmy już w naszym łóżku, miałam wrażenie, że Federico jest jakiś niespokojny, przekręcał się z boku na bok i nie mógł zasnąć. Zignorowałam to, bo pomyślałam, że pewnie boli go ręka lub żebro i poszłam spać.




Ciąg dalszy nastąpi.

Komentarze