Rozdział 43

Federico

- Co takiego?! - wrzasnęliśmy wszyscy naraz. Leon krzyknął coś co brzmiało jak indiański okrzyk radości i zaczął opowiadać:
- Normalnie zadzwonili do mnie z mojej wytwórni i powiedzieli, że jeden z członków zarządu był  na naszym ostatnim występie i tak mu się spodobaliśmy, że puścił im nasze nagrania z internetu i wszyscy są zgodni, że powinniśmy wydać płytę! No więc nam to zaproponowali, czaicie?!

W tym momencie wszyscy wrzasnęliśmy bardzo głośno i zaczęliśmy wykonywać szalony taniec radości, który u każdego z nas wyglądał komicznie, mimo że przecież umiemy dobrze tańczyć. Szybko przybiegła zmartwiona Camila i kiedy jej wyjaśniliśmy, co się stało, najpierw się ucieszyła i przytuliła swojego narzeczonego, a później nawrzeszczała na nas, że Violetta potrzebuje spokoju i żebyśmy byli cicho. No więc cicho wybraliśmy się do naszego ulubionego baru, aby uczcić sukces.

tydzień później

- Tylko pamiętaj, Fede, że podpisaliśmy ten kontrakt i niedługo zaczną się nagrania - przypomniał mi Leon podczas naszej rozmowy telefonicznej. 
- Tak, tak, pamiętam - uspokoiłem go i pożegnałem się z nim. Musiałem się spieszyć, żeby zdążyć na samolot. Akurat szczęśliwie się złożyło, że mieliśmy dwutygodniową przerwę w nagraniach serialu i miałem ten czas wolny tylko dla siebie. Niedawno podpisaliśmy z chłopakami kontrakt i wkrótce mamy rozpocząć prace nad naszą pierwszą płytą! To będzie coś niesamowitego! Jednak teraz, skoro mam trochę wolnego czasu, postanowiłem poświęcić go mojej rodzinie. Tak, cholernie tęsknię za Ludmiłą, ale ostatnio wspominała, że ma napięty grafik w związku z nagrywaniem teledysku i nawet gdybym do niej przyleciał, nie miałaby dla mnie czasu. A we Włoszech nie byłem aż od stycznia, a już jest koniec czerwca. Rodzice bardzo za mną tęsknią, dlatego zdecydowałem się polecieć do mojego ojczystego kraju. Przy okazji umówiłem się na spotkanie z Diego i Francescą. Muszę przekazać im świeżutkie nowiny.


Ludmiła

Następnego dnia po tym, jak zobaczyłam w gazecie zdjęcie Federico z jakąś dziewczyną, od razu zadzwoniłam do producenta mojej wytwórni. Z niemałym trudem wynegocjowałam od niego pozwolenie na mój wcześniejszy wyjazd. Powinnam tu niby zostać aż do premiery płyty, która odbędzie się dopiero za półtora miesiąca. Na szczęście mam dar przekonywania i dzięki temu mogę teraz wyjechać do Buenos Aires, chociaż będę musiała tu niedługo wrócić.

- Roxy, ruszaj się! - krzyknęłam zdenerwowana niezdarnością mojej asystentki. Owszem, uwielbiałam ją i była naprawdę świetna w swojej pracy, a jeśli musiała zrobić coś niespodziewanie i szybko, po prostu gubiła się i rozbiła się strasznie niezdarna. Nie była w stanie zapakować wszystkich moich rzeczy w godzinę, a ja nie chciałam spóźnić się na samolot, bo przecież prywatny odrzutowiec, który dostałam zgodnie z kontraktem służył mi tylko do podróż służbowych.
- Ludmiła, masz za dużo rzeczy! - usłyszałam jej stłumiony i zdenerwowany głos z głębi mieszkania. Przewróciłam oczami i poszłam jej pomóc. Roxy nie chciała i nie mogła lecieć ze mną. Musiała zostać tu, w LA aby dopilnować moich spraw służbowych no i chciała spotykać się ze swoim chłopakiem, który mieszkał właśnie w Mieście Aniołów.

Godzinę później siedziałam już w samolocie na swoim miejscu przy oknie, zadowolona z siebie. Chciałam zrobić wszystkim niespodziankę, więc nikomu nic nie mówiłam, a na lotnisko przyjechałam ubrana w ciuchy Federico i okulary przeciwsłoneczne, aby zachować anonimowość.



Lot z Los Angeles do Buenos Aires był ciężki i razem z przesiadką w Miami trwał około 15 godzin, a więc dotarłam do stolicy Argentyny około 6 nad ranem. Byłam naprawdę zmęczona pomimo, że leciałam w pierwszej klasie i trochę się zdrzemnęłam, jednak najbardziej męcząca była różnica czasu. Kiedy wsiadałam do samolotu w Los Angeles była godzina 11:00, a wysiadając w Buenos Aires zastałam wschód słońca.

Zamówiłam taksówkę i dotarłam w końcu do mojego mieszkanka. Nie mogłam się doczekać na spotkanie z Federico. Po raz pierwszy od sześciu miesięcy mieliśmy się zobaczyć na żywo. Weszłam cicho do mieszkania, ponieważ nie chciałam, żeby Federico się obudził w momencie, w którym wnosiłam swoje bagaże do apartamentu. Wolałam sama przyjść do sypialni i obudzić go pocałunkiem. Jednak to, co zastałam w sypialni (a właściwie to, czego tam nie zastałam) było dla mnie prawdziwym szokiem.

Nigdzie nie było mojego chłopaka! Zdezorientowana przeszłam się po całym penthousie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jego naprawdę nigdzie nie ma. Od razu zaczęłam się denerwować. Czy coś mu się stało? Czy tylko nocuje u Leona? Przygryzłam wargę i zaczęłam się zastanawiać o co chodzi, bo naprawdę nie miałam pojęcia. Postanowiłam do niego zadzwonić, ale nie odebrał telefonu. Chciałam zadzwonić do Leona, ale uświadomiłam sobie, ze jest za wcześnie, żeby ktokolwiek z moich przyjaciół był już na nogach. Ja sama zresztą czułam ogromne znużenie, dlatego postanowiłam później poszukać mojego narzeczonego. Rzuciłam się na nasze wygodne łóżko i natychmiast zasnęłam.

***
Obudziłam się, kiedy słońce było już wysoko na niebie i przebijając się przez szyby świeciło mi prosto w moją zmęczoną twarz. Z westchnieniem wstałam i udałam się do łazienki, aby rozpakować moją walizkę z kosmetykami, piżamą i tak dalej. Odświeżyłam się, umyłam zęby i twarz. Kiedy wyszłam z łazienki, ubrałam się w ciuchy, które zostawiłam w Buenos, padło na białe jeansy i jasną koszulę na ramiączkach. Zadzwoniłam ponownie do Federico, ale nadal nie odbierał, więc postanowiłam skontaktować się z Leonem.

- Ludmiła? - zdziwiony odebrał telefon.
- Oh, hej Leoś, jak miło że pytasz, co u mnie - parsknęłam śmiechem jednocześnie rzucając sarkastyczne powitanie, jak w prawie każdej naszej rozmowie.
- Nie no, to znaczy, fajnie że dzwonisz, ale... właściwie czemu? Nie kontaktowałaś się ze mną od pół roku...
- Chciałam tylko zapytać, nie wiesz co się dzieje z Federico? Nie dobiera moich telefonów, nie ma go w domu i... martwię się o niego.
- Jak to, nie ma go w domu? To znaczy... jesteś w Buenos Aires? - przerwał mi zdziwiony. Westchnęłam cicho.
- Jesteś u siebie? Mogę wpaść na lunch? - zapytałam.
- Tak, jasne, ale... - zaczął, ale nie dokończył, ponieważ szybko się rozłączyłam. Nie traciłam czasu na śniadanie, skoro u Violetty na pewno mogę zjeść coś dobrego. Złapałam torebkę i zamknęłam mieszkanie, po czym wsiadłam do swojego srebrnego Mercedesa i ruszyłam w drogę na obrzeża miasta.

Dwadzieścia minut później zapukałam do kuchennych drzwi domku Violetty i Leona. Otworzył mi gospodarz, szczęśliwy tatuś i rozwijający się muzyk.
- Hej, Leoś! - pisnęłam i przytuliłam go, klepiąc go przyjacielsko po plecach. Leon się roześmiał i również mnie uściskał, po czym puścił mnie.
- Zaraz, czy ty... zrobiłeś sobie pasemka? - wykrzyknęłam, przyglądając się jego ciemnym włosom, przez które przebijały się kosmyki blond. Leon uśmiechnął się szeroko i przytaknął, przeczesując swoje włosy.
- Usiądź, zaraz zawołam Violettę - oznajmił i wyszedł z kuchni. Podeszłam do lodówki i zaczęłam w niej grzebać, a gdy w końcu znalazłam sok ananasowy, wyjęłam go i nalałam sobie do wysokiej szklanki. Doskonale wiem co i gdzie leży u Violi w domu, w końcu spędziłam tu więcej czasu niż w moim mieszkanku w Los Angeles.

- Ludmiła! Wróciłaś! - usłyszałam za plecami głos przyjaciółki i odwróciłam się, od razu wpadając w jej chude ramiona. Roześmiałam się i uściskałam ją serdecznie.
- Tak za tobą tęskniłam! - westchnęłam.
- Ja też! Szkoda ze tak rzadko się odzywałaś, kochana - odparła Violetta, odsuwając się ode mnie. Moją uwagę przykuł jej wystający brzuszek. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Czy ty... - zaczęłam, ale przerwała mi.
- Tak! Jestem w czwartym miesiącu ciąży! - pisnęła uradowana, poklepując swój brzuch.
- Hej! Czemu mi nie powiedziałaś?! - wykrzyknęłam nieco urażona.
- Bo chciałam ci to powiedzieć prosto w twarz, a nie przez telefon czy ekran komputera - wzruszyła ramionami. - Nie lubię się kontaktować w ten sposób, wolę przekazywać ważne wieści "na żywo" - dodała ze śmiechem.
- No dobra. Wybaczę ci, pod warunkiem że powiesz mi jaka to płeć i czy wybraliście już imię - zastrzegłam z uśmieszkiem.
- To chłopczyk - wtrącił się Leon. - Będę miał dwóch synów - powiedział z dumą na twarzy, wnosząc na ręku swojego pierwszego syna, José. - Jeszcze nie wybraliśmy imienia - dodał.
- Cześć maluchu! - uśmiechnęłam się do swojego chrześniaka.
- Chodź do cioci, mały - powiedział Leon i oddał dziecko w moje ręce. Naprawdę lubiłam tego małego łobuza, był uroczy, słodki i po prostu byłam do niego przywiązana.
- A gdzie twoja siostrzyczka? - zapytałam malucha, wpatrującego się we mnie ciemnymi oczkami.
- Bawi się w salonie - odpowiedziała Violetta z łagodnym uśmiechem wpatrując się w swoje synka. - Chodźmy do niej.

Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy na kanapie. Przywitałam się z Aną Marią, an którą wszyscy mówili po prostu Maria. Spojrzałam na dwójkę dzieci i ich rodziców, którzy niebawem będą mieli trzecie dziecko. Są taką szczęśliwą rodziną. Myśląc o tym, przypomniałam sobie, po co tak naprawdę tu przyjechałam.
- Nie wiecie, co się dzieje z Federico? - zapytałam, patrząc to na Violettę, to na Leona. Oboje wydawali się lekko zdziwieni moim pytaniem. Leon wzruszył ramionami, po czym oznajmił:
- Fede wyjechał do Włoch dwa dni temu. Nic ci nie mówił?
- Nie - odparłam jednocześnie zdziwiona i zła.
- Chodź, zaraz ci wszystko opowiem, ale najpierw zrobię ci coś do jedzenia - zaproponowała Violetta. Zgodziłam się i razem wróciłyśmy do kuchni, a przykładny tatuś został z dziećmi w salonie.

***
Następnego dnia wiedziałam już, że Fede poleciał do Włoch, nie wiedziałam tylko, dlaczego nic nie powiedział i dlaczego nadal nie mam z nim żadnego kontaktu. Zaczynałam się poważnie martwić. Jednak nie miałam zbyt wiele czasu na zmartwienia, ponieważ gdy tylko moja mama dowiedziała się, że wróciłam do miasta, zaprosiła mnie na obiad i musiałam przyjść. Tak więc tego dnia zjadłam obfity posiłek, poznałam nowego faceta mamy i jej nową fryzurę. Obcięła sobie włosy do ramion i muszę przyznać, że dzięki temu wyglądała młodziej.

Po obiedzie postanowiłam wybrać się na zakupy. Okazało się, że w Argentynie wszedł nowy trend na lato, o którym nie wiedziałam, będąc w Los Angeles. Wiele sklepów się zmieniło, ale raczej na lepsze. Kiedy byłam na kawie, aby trochę odpocząć, zadzwoniła do mnie Violetta.
- Ludmiła! Zgadnij, co wymyśliłam! - krzyknęła mi prosto do ucha.
- Co takiego? zapytałam bez entuzjazmu, moje myśli były gdzieś we Włoszech.
- Spotykamy się na kolację całą paczką! Prawie wszyscy są w Buenos i chcą cię zobaczyć, więc zorganizowałam kolację. A dokładniej Camila, ona ugotowała coś dobrego i zaprasza nas dziś na 19:00.
- Super. Na pewno przyjdę - zapewniłam przyjaciółkę i rozłączyłam się. Wróciłam do domu i zastanawiałam się, co na siebie włożyć. W końcu postanowiłam założyć ciuchy, które kupiłam niedawno w LA, czyli białą obcisłą sukienkę na cienkich ramiączkach, które łączyły się z tyłu. Do tego dobrałam sandałki, które dziś kupiłam i zrobiłam delikatny makijaż. Zapakowałam do toreb prezenty dla każdej pary moich przyjaciół, a dokładniej kupiłam każdemu drogiego szampana.

Punktualnie o 19:00 zjawiłam się w domu mojej rudowłosej koleżanki. Zadzwoniłam dzwonkiem a po chwili ujrzałam w drzwiach uśmiechniętą dziewczynę, która - jak się okazało - nie miała już tak ogniście rudych włosów. Przemalowała je na ciemny brąz i skróciła prawie do ramion, a nawet zrobiła sobie grzywkę. Przez tą zmianę fryzury wyglądała inaczej i dlatego stałam chwilę w osłupieniu, nie wiedząc, co powiedzieć.
- Witaj, Ludmiła! - krzyknęła radośnie brunetka i objęła mnie ramieniem, całując mnie w policzek. Po chwili oddałam uścisk i uśmiechnęłam się.
- Wow, Cami, skąd taka zmiana fryzury? - zapytałam zaciekawiona, ale nie mogłam poznać odpowiedzi na moje pytanie, ponieważ gdy tylko weszłyśmy dalej, do salonu, reszta znajomych zobaczyła mnie i zaczęła krzyczeć i witać mnie entuzjastycznie.

Tego wieczoru zauważyłam jeszcze wiele zmian oprócz fryzury Camili. Maxi zapuścił wąsy i nieco zmienił swój styl, to znaczy nie miał na sobie dresów i bluzy, tylko jeansy i zwykłą koszulkę. Poza tym wszyscy chłopcy byli bardziej muskularni i lepiej zbudowani, niż gdy ich ostatnim razem widziałam. Natomiast Nati była niezmiennie piękna, szczupła i serdeczna.
- Wow, Ludmiła, ale się zmieniłaś! - usłyszałam, jak Maxi gwizda.
- Ja? - zdziwiłam się. - To wy wszyscy się zmieniliście, normalnie nie poznałabym was na ulicy!
- No a ty? - wtrąciła Natalia. - Widać że ostro trenowałaś, twoje ramiona i nogi są bardzo umięśnione, wyglądasz rewelacyjnie!
- Dziękuję - zaśmiałam się. Warto jednak było pocić się przez tyle godzin, żeby zrobić wrażenie na znajomych.
- Wiele się zmieniło - przyznała Camila. - Również ja i Broadway zdecydowaliśmy się wziąć ślub - oznajmiła, a ja ponownie wpadłam w szok tego wieczoru. - Pobieramy w sierpniu.

Tyle rzeczy się zmieniło - wygląd, fryzury, ciuchy, ale także zachowania i życie moich przyjaciół. Kariera wielu z nas wystrzeliła ostro w górę, niektórzy podejmowali kolejne kroki w swoim życiu rodzinnym i swoich związkach. Ja także się zmieniłam, jednak nie tak jak oni. Tyle zmian naraz jest dla mnie dużym zaskoczeniem i tamtego wieczoru czułam się dziwnie zagubiona.

- Hej, co się dzieje? - zapytała Natalia, kiedy razem z nią wyszłam późnym wieczorem na taras, aby napić się wina. - Jesteś jakaś struta.
- Wiesz Nati, to przez Federico - przyznałam z westchnieniem. - Dostałam wolne tylko na półtora miesiąca, przyleciałam tutaj, bo chciałam mu zrobić niespodziankę, myślałam, że się ucieszy. Tymczasem on wyjechał do Włoch. Nie mam mu tego za złe, ale dlaczego mi nic nie powiedział? Dlaczego teraz nie odbiera moich telefonów?
- Nie mam pojęcia - westchnęła zrezygnowana Hiszpanka. - A próbowałaś może dzwonić do Diego albo Fran? Podobno Federico miał się z nimi spotkać.
- Nie pomyślałam o tym - przyznałam. Już wyciągnęłam telefon i chciałam do nich zadzwonić, ale Natalia mi przeszkodziła.
- Kochana, mamy teraz 22:00, co znaczy, że we Włoszech jest już dawno po północy. Pewnie teraz śpią i nie odbiorą telefonu w środku nocy. Wstrzymaj się do jutra - poradziła mi. Postanowiłam jej posłuchać. Nati zawsze była dobrą przyjaciółką i wiedziała, co powiedzieć, żeby poprawić mi humor. Uśmiechnęłam się i przytuliłam swoją przyjaciółkę.

Następnego dnia postanowiłam sobie, że gdy tylko wstanę, zadzwonię do Diego, jednak to mnie obudził dźwięk telefonu. Dostałam wiadomość od Federico: "zadzwonię do Ciebie na Skype.". Szybko poderwałam się z łóżka i pobiegłam po laptop, który zostawiłam w salonie. Federico już dzwonił, więc wcisnęłam zieloną słuchawkę i włączyłam kamerkę. Ujrzałam jego twarz na ekranie i zrobiło mi się ciepło na sercu.
- Hej kochanie! - powitał mnie ciepło. - Co u ciebie słychać?
- Co u mnie słychać? Federico, przecież to ja dobijam się do ciebie od dwóch dni, nie ma cię w kraju, nagle wyleciałeś sobie do Europy i nawet mi nie powiedziałeś?
- Czekaj, czekaj - zmarszczył brwi. - Wróciłaś do domu?
- Tak - odpowiedziałam szorstko. - Tak, wróciłam dokładnie dwa dni temu, chciałam ci zrobić niespodziankę, bo mam trochę wolnego, a ty zapadłeś się pod ziemię!
- Kochanie wybacz, nie miałem pojęcia, że wracasz. Mówiłaś mi, że masz dużo pracy, teledysk i tak dalej... Więc nie chciałem zawracać ci głowy. Ja też mam wolne, ale tylko dwa tygodnie i chciałem odwiedzić rodziców.
- Dobra - westchnęłam. - Nieważne. I co teraz? Mam czekać, aż wrócisz? Lecieć do ciebie? Chciałam spędzić z tobą te kilka tygodni.
- Kochanie, musisz coś wiedzieć... - zaczął. - Nie będziemy mogli spędzić dużo czasu razem.
- No tak, wiem, że masz pracę, ale chyba znajdziesz trochę czasu dla...
- Nie o to chodzi - przerwał mi. - Chciałem ci właśnie przekazać wiadomość. Nasz zespół spodobał się wytwórni. Podpisaliśmy kontrakt i niedługo zaczniemy nagrywać płytę.
- Co takiego? - krzyknęłam. - Kolejna rzecz, której mi nie powiedziałeś? Dlaczego?!
- Skarbie, ja...
- Nic już lepiej nie mów - przerwałam mu i natychmiast przerwałam połączenie. Co to ma być, do cholery? Dlaczego on niczego mi nie mówi? Czy coś jest między nami nie tak?


Ciąg dalszy nastąpi.


Komentarze