Rozdział 48

- Violetta jest w szpitalu - powiedziałam poważnym tonem do przyjaciół. Wszyscy spojrzeli przerażeni. - Zemdlała.
- Jedziemy tam - stwierdził Federico. Pokiwałam głową i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Pomimo, że było już po 22:00, a chłopcy jutro wcześnie zaczynają nagrania, to wszyscy martwimy się o Violettę. W końcu jest w ciąży.

Dotarliśmy do szpitala 15 minut później. Weszliśmy na salę, na której leżała Violetta i zobaczyliśmy, że płacze, a przy niej stoi zmartwiony Leon.
- Co się stało? - spytałam przerażona.
- Ciąża jest zagrożona - powiedział smutno Leon. 

Co takiego? Wszyscy spojrzeliśmy po sobie przerażeni. Jak to: zagrożona? Czy to znaczy, że Violetta może poronić? Boże, ona by tego nie przeżyła.
- Proszę państwa, co to za zbiegowisko? - usłyszeliśmy głos jakiejś pielęgniarki, która podeszła do nas z surową miną. 
- Pacjentka potrzebuje odpoczynku, nie widzicie? Proszę wyjść. Zaraz dostanie leki uspokajające. Musi się przespać.

Nie kłóciliśmy się z nią i po prostu wyszliśmy. Usiedliśmy na krzesłach na korytarzu.
- I co teraz będzie? - spytała smutno Nati.
- Nie wiem. - odparł Maxi. - Myślisz, że Leon przyjdzie jutro na nagrania? - zapytał patrząc na Federico.
- Nie wiem - Fede wzruszył ramionami. - Ale wiem, że teraz Viola nie może być sama.

Po chwili Leon wyszedł z sali, w której leżała jego ukochana. 
- Leon, nie martw się - powiedziałam podchodząc do niego i kładąc mu rękę na ramieniu. - Zaopiekujemy się nią.
Chłopak spojrzał na mnie z bólem w oczach. Przytuliłam go. Zrobiło mi się go żal.
- Bracie, odwołujemy jutro nagrania? - zapytał Fede.
- Nie - Leon pokręcił głową. - Damy radę. Viola i tak musi zostać w szpitalu kilka dni na obserwacji. Będzie miała opiekę.
- A dzieci możesz podrzucić Germanowi i Angie - powiedziała Natalia. Leon kiwnął głową.
- Teraz są z nimi moi rodzice. Lepiej wrócę już do domu.

Pokiwaliśmy głowami i wszyscy wyszliśmy ze szpitala. Wróciliśmy do domu taksówką. Federico położył się wcześniej spać, a ja posprzątałam naczynia po kolacji i nastawiłam zmywarkę. Potem zmyłam makijaż i przebrałam się w moją jedwabną fioletową piżamkę którą kupiłam w LA. Spojrzałam na mojego śpiącego narzeczonego i uśmiechnęłam się. Zaraz potem zdrobiło mi się niedobrze. Zatkałam usta ręką i pobiegłam do łazienki aby zwymiotować.

Rano pojechałam z Federico do Studia. Kiedy przekroczyliśmy próg, poczułam dreszczyk ekscytacji a moje oczy zaszły łzami. Ostatni raz byłam tu 4 lata temu. Studio nic się nie zmieniło - wciąż kolorowe, pełne roztańczonych ludzi, przepełnione muzyką i śmiechem.

- Już zapomniałam, jak niesamowicie tu jest - szepnęłam do mojego narzeczonego, który wydawał się tak samo zachwycony urokiem tego miejsca. Poszliśmy dalej, do sali nagrań, która rzeczywiście była odnowiona, ale zachowała swój dawny urok. Zza drzwi wychylił się Beto, wciąż tak samo roztargniony jak zawsze.

- A kogo moje oczy widzą! - wykrzyknął i podbiegł do nas. Zaśmiałam się, myślałam, że chce nas przytulić, a on zaczął dotykać naszych twarzy, włosów i rąk.
- Jesteście prawdziwi! To na prawdę wy! - wykrzyknął uradowany i wtedy nas uścisnął. Zaśmialiśmy się.
- Dobrze, Beto, spokojnie - usłyszałam za sobą głos Pablo.
- Pablo! - krzyknęłam i przytuliłam go. Ostatnio widziałam go na chrzcie dziecka Angie 2 lata temu.
- Zmieniłeś się! Wyprzystojniałeś - poklepałam go po ramieniu, a on się zaśmiał.
- Dziękuję ci za komplement, Ludmiło - powiedział po czym uścisnął dłoń Federico.
- Witajcie spowrotem.

W tej chwili zadzwonił mój telefon. Zobaczyłam, że to Roxy. Westchnęłam i odebrałam.
- Słucham.
- Hej, Ludmi, pamiętasz, że masz jeszcze coś do roboty? - odezwała się moja asystentka. Nie powiem, ostatnio coraz bardziej mnie irytowała.
- Roxy, dlaczego mi przeszkadzasz? Jestem teraz zajęta. Lepiej zajmij się swoją robotą zamiast wypominać mi co mam robić. Doskonale pamiętam o jutrzejszym spotkaniu, ale dzisiaj mam wolne, czyż nie?
- Jasne, przepraszam że przeszkadzam - odparła i rozłączyła się.

- Ludmiła, witaj! - powitała mnie Angie nadchodząc z pokoju nauczycielskiego. - Tak dawno cię nie widziałam! Jak było w Los Angeles?

Nie odpowiedziałam. To co zobaczyłam odebrało mi mowę. Przed Studiem wisiał wielki banner z twarzami całej naszej paczki ze Studia, zdjęcie zrobione podczas trasy koncertowej. Byliśmy tam wszyscy, dosłownie wszyscy, uśmiechnięci, śpiewający i tańczący do Ser Mejor, wśród złotego konfetti. Na dole widniał napis: Nasza duma. Rocznik 2015. Patrzyłam na plakat oniemiała. Moje najskrytsze marzenie się spełniło: zostałam gwiazdą, twarzą Studia i jego promocją.

- Podoba ci się? - zapytała Angie z uśmiechem, obejmując mnie ramieniem. Pokiwałam oszołomiona głową.
- W takim razie powinnaś zobaczyć to - dodała i odwróciła mnie, prowadząc do głównego korytarza. Dopiero teraz dostrzegłam nasze zdjęcia na ścianach korytarza i w niektórych salach. Były to zdjęcia z okładki płyt Violi i Leona, mojej i Fede a także zdjęcie zespołu chłopców. Ale byli tam również wszyscy inni: Nati, Maxi, Fran, Diego, Cami, Broadway, Andres - wszyscy, którzy byliśmy w trasie koncertowej. Byliśmy uśmiechnięci, zdjęcia były robione przez profesjonalnych fotografów. Widnieliśmy też na tablicy absolwentów rocznika 2015.

Widząc to wszystko łezka zakręciła mi się w oku. To było nasze dziedzictwo. Zostaliśmy legendą i dumą Studio.

- Angie... To jest... niesamowite - pisnęłam. Kobieta zaśmiała się i przytuliła mnie.
- Słyszałaś o Violi, prawda? - zmieniła temat.
- Tak - odparłam. - Widziałam wczoraj jak płacze w szpitalu, ale nie pozwolili nam do niej wejść, dali jej leki na uspokojenie i zasnęła.
- Biedactwo - wymamrotała kobieta. - Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Pokiwałam głową. Wtedy usłyszałam dźwięki piosenki Tengamos Mas Que Una Amistad i wiedziałam, że chłopcy zaczęli nagrania do płyty. Chcieli zamieścić na niej kilka kawałków napisanych za czasów Studia.

- Hej, a może chciałabyś kiedyś przyjść na lekcje jako gość specjalny? - zaproponowała Angie. - Zaprosiliśmy chłopców i zgodzili się przyjść na pokaz dziś wieczorem.

- A, to dlatego tutaj jest tyle ludzi w sobotę - powiedziałam sama do siebie. Rozgłoszono, że sławny zespół będzie tu nagrywać i śpiewać, więc oczywiście wszyscy uczniowie z chęcią wzięli udział w zajęciach dodatkowych.

- Myślę, że mogłabym kiedyś przyjść, czemu nie? - odpowiedziałam kobiecie. Ona uśmiechnęła się i odebrała telefon, który zaczął dzwonić. Ja natomiast poszłam do sali, która sąsiadowała z salą nagrań i w której mogłam przez szybę obserwować i słuchać chłopaków. Akurat śpiewali Solo Pienso En Ti. Fede zaśpiewał patrząc mi prosto w oczy i uśmiechając się.

Dime que al verme
Tu tambien tiemblas
Por ti loco estoy, bella
Dime que hacer para que me quieras
Debo confesar que solo pienso en ti


Słuchając tego przypomniałam sobie te czasy gdy chodziliśmy do Studia i wszystko było jednocześnie takie skomplikowane i takie proste, ponieważ byliśmy wszyscy razem. Wtedy przypomniałam sobie o moim pomyśle, który przyszedł mi do głowy wczoraj wieczorem. Postanowiłam odszukać Angie, aby powiedzieć jej o moim pomyśle. 

***

Po południu chłopcy poszli do baru aby coś zjeść, a ja w tym czasie pojechałam odwiedzić Violettę. Zrobiłam to, żeby uspokoić Leona, żeby się o nią nie martwił, że jest sama i żeby mógł się skupić na wieczornym występie.

Weszłam do sali Violetty i ujrzałam ją, jak leży na łóżku i głaszcze się po swoim wystającym brzuchu. Dziewczyna zobaczyła mnie i uśmiechnęła się smutno.
- Hej, Violu, jak się czujesz? - zapytałam podchodząc do niej.
- A jak mam się czuć? - wymamrotała płaczliwie. Westchnęłam i złapałam ją za rękę.
- Violetta, wez się w garść. Nie możesz się rozklejać, właśnie ze względu na tą trudną sytuację powinnaś być silna. Wiele w życiu przeszłaś i przejdziesz i to, z naszą pomocą. Dasz radę.
Poczułam silniejszy uścisk na mojej dłoni. Violetta nieco się rozchmurzyła. Zaraz potem westchnęła ciężko i opadła na poduszkę.
- Ludmiła, ja tu zwariuję - powiedziała. - Leżę w tym szpitalu cały dzień, a oni nie chcą mnie wypuścić do domu. Tęsknię za moimi maluszkami.
- Nie marudz, Violka - powiedziałam szturchając ją. - Dlatego przyszłam do ciebie, żeby cię trochę rozerwać. Chciałam ci powiedzieć, że Studio na swoim kanale ma transmitować na żywo występ chłopaków. Możemy razem obejrzeć.
Dziewczyna pokiwała głową.
- A teraz posłuchaj, co wymyśliłam - powiedziałam i zaczęłam opowiadać swój plan.

wieczorem

Występ chłopaków udał się znakomicie. Violetcie się podobało a także była zachwycona moim pomysłem. Muszę teraz zaangażować w to resztę naszej paczki.
- Dobra Violu, ja się będę zbierać do domciu - powiedziałam w końcu. - Jutro mam spotkanie biznesowe.
- Ale z ciebie bizneswoman - zaśmiała się Violetta.
- Dobrze że ci się humorek poprawił - odparłam i przytuliłam ją.
- Ludmi? Mogłabyś mi jeszcze przynieść jakąś butelkę wody zanim wyjdziesz?
- Jasne - odparłam. Wyszłam z sali i zaczęłam rozglądać się za automatem z napojami. Nie było go na tym piętrze, więc przywołałam windę aby zjechać na parter. Weszłam do windy i wcisnęłam przycisk.

Federico

Po udanym występie rozmawialiśmy z uczniami Studia. Uświadamialiśmy im, że jeżeli będą ciężko pracować, pewnego dnia mogą dotrzeć do miejsca, w którym dziś my jesteśmy. Podczas rozmowy zadzwonił mój telefon. To była Violetta.
- Halo? Violu, coś się stało? Ludmiły nie ma z tobą?
- Była, zbierała się już do domu, ale poprosiłam ją o butelkę wody i wyszła.
- I? - zapytałem zdezorientowany.
- I nie wróciła do tej pory. A wyszła jakieś 20 minut temu - powiedziała zmartwiona.
- O kurde - szepnąłem. Gdzie mogła pójść?
- Dlatego dzwonię do ciebie, bo nie mogę wstać z łóżka ani nie mogę się dodzwonić do Ludmiły. Chyba raczej nie zapomniała o mnie tak nagle? Coś musiało się stać - mówiła zmartwiona.
- Masz rację, Violu. Zaraz będziemy w szpitalu i zobaczymy co się stało - odparłem i rozłączyłem się.
- Leon, musimy jechać do szpitala. Wyjaśnię ci po drodze - rzuciłem do przyjaciela i razem wyszliśmy ze Studia. Napisałem do Maxiego, że pojechaliśmy do Violetty a potem zacząłem dzwonić do mojej narzeczonej. Nie odbierała. Zacząłem się coraz bardziej martwić.

Dojechaliśmy do szpitala i weszliśmy do budynku. Zobaczyliśmy jakieś zamieszanie tuż przy windzie.
- Co się dzieje? - zapytał Leon jakiejś pielęgniarki.
- Jakaś kobieta zasłabła w windzie - odpowiedziała szybko i pobiegła w swoją stronę. Podeszliśmy do grupy ludzi. Ratownicy wnosili kogoś na nosze.
Tym kimś była Ludmiła. 


Komentarze